Źle, źle za­wsze i wszę­dzie

“Źle, źle za­wsze i wszę­dzie,
Ta nić czar­na się przę­dzie:
Ona za mną, przede mną i przy mnie,
Ona w każ­dym od­de­chu,
Ona w każ­dym uśmie­chu,
Ona we łzie, w mo­dli­twie i w hym­nie…

Nie ro­ze­rwę, bo sil­na,
Może świę­ta, choć myl­na,
Może nie chcę ro­ze­rwać tej wstąż­ki;
Ale wszę­dzie – o! wszę­dzie –
Gdzie ja będę, ta bę­dzie:
Tu – w otwar­te za­kła­da się książ­ki,
Tam u kwia­tów za­wiąz­ką,
Owdzie sto­czy się wą­sko,
By je­sien­ne na łą­kach przę­dzi­wo,
I roz­mdle­je stop­nio­wo,
By ujed­nić na nowo,
I na nowo się zro­śnie w ogni­wo.

Lecz, nie kwi­ląc jak dzie­cię,
Raz wy­wal­czę się prze­cie.
Niech mi pu­char po­da­dzą i wie­niec!…
I wło­ży­łem na czo­ło,
I wy­pi­łem, a wko­ło
Je­den mówi dru­gie­mu: «Sza­le­niec!!»

Więc do ser­ca o radę
Dłoń po­nio­słem i kła­dę,
Alić na­gle za­sty­gnie pra­wi­ca:
Gło­śno śmie­li się oni,
Jam po­zo­stał bez dło­ni,
Dłoń mi czar­na ob­wi­ła pę­tli­ca.

Źle, źle za­wsze i wszę­dzie,
Ta nić czar­na się przę­dzie:
Ona za mną, przede mną i przy mnie,
Ona w każ­dym od­de­chu,
Ona w każ­dym uśmie­chu,
Ona we łzie, w mo­dli­twie i w hym­nie.

Lecz, nie kwi­ląc jak dzie­cię,
Raz wy­wal­czę się prze­cie;
Zło­to­stru­na, nie opuść mię, lut­ni!
Czar­no­le­skiej ja rze­czy
Chcę – ta ser­ce ule­czy!
I za­gra­łem…
…i jesz­cze mi smut­niej”.

C. K. Norwid “Moja piosnka [I]”

Photo by Karen Nadine on Pixabay

Do kra­ju tego

“Do kra­ju tego, gdzie kru­szy­nę chle­ba
Pod­no­szą z zie­mi przez usza­no­wa­nie
Dla da­rów Nie­ba….
Tę­sk­no mi, Pa­nie…

Do kra­ju tego, gdzie winą jest dużą
Po­pso­wać gniaz­do na gru­szy bo­cia­nie,
Bo wszyst­kim słu­żą…
Tę­sk­no mi, Pa­nie…

Do kra­ju tego, gdzie pierw­sze ukło­ny
Są, jak od­wiecz­ne Chry­stu­sa wy­zna­nie,
“Bądź po­chwa­lo­ny!”
Tę­sk­no mi, Pa­nie…

Tę­sk­no mi jesz­cze i do rze­czy in­nej,
Któ­rej już nie wiem, gdzie leży miesz­ka­nie,
Rów­nie nie­win­nej…
Tę­sk­no mi, Pa­nie…

Do bez-tę­sk­no­ty i do bez-my­śle­nia,
Do tych, co mają tak za tak – nie za nie,
Bez świa­tło-cie­nia…
Tę­sk­no mi, Pa­nie…

Tę­sk­no mi owdzie, gdzie któż o mnie stoi?
I tak być musi, choć się tak nie sta­nie
Przy­jaź­ni mo­jej…
Tę­sk­no mi, Pa­nie…”

C. K. Norwid “Moja piosnka [II]”

Photo by czu_czu_PL on Pixabay

Strzeż się tych modlitw

“Strzeż się zamiarów, przepisanych szczelnie,
Nawet do nieba gdybyś kreślił drogę,
A wszakże nie żyj i chwili bezcelnie:
Kończ… lecz, jak van-Eyck, podpisuj: «Jak mogę»,
Pomnąc na wrąbek płaszcza Matki Boskiéj,
Gdzie jest «pingebat», nie: «pinxit mistrz włoski…»
Dziś właśnie przeto nic nie jest dostałe
W życiu i w sztuce i w dziejów osnowie,
Że, co się robi, w myśli pierw jest całe,
Czyli ułomne, bo dopiero w głowie.
I nikt nie waży się, czy on dokona
(Przykładem męża, co ma stawić wieżę),
Lecz, zali wieża może być stawiona,
Roztropnym będąc bardzo i nieszczerze.
Stąd w dziele swojem żaden nie jest cały,
Im więcej dzieło skończeńsze i calsze,
A postęp stał się igrzyskiem kabały,
Gdzie życia w życiu niema, bo wciąż dalsze…
Gdzie nawet dalsze tej samej jest treści,
Tylko, że w większej loterji się mieści…

2.
Strzeż się brać na się zbiorową ułomność
I tę wyrzucać sobie w monologu.
Strzeż się rozpaczy: ta jest nieprzytomność
Albo niepamięć o najbliższym… Bogu!
Pomnij, żeś właśnie tej epoki dożył,
W której tak rzadko mówi kto na świecie
Z serca: «Dziękujęć, Panie, żeś mię stworzył…»
I nie posiada się z radości… dziecię.

3.
Strzeż się tych modlitw, co są jak zaklęcia
Przeto, iż słudzy nie wniebowstąpienia
Oczekiwają, ale wniebowzięcia!
A wszakże strzeż się lampy opuszczenia.
Drugim jej blasku udzielając, skoro
Wigilje własne niby się przebiorą.
Olej ten bowiem w całokształcie pływa
Po wód powierzchni tego oceanu,
Acz rozezłaca się w mnogie ogniwa
Do pierwotnego wciąż dążące stanu —
I raz przez drugich czuwasz tem stateczniéj,
Drugi raz przez cię inni są bezpieczni.

4.
Strzeż się o życia troskać całowstęgę,
A wszakże co dnia mierz do pierwowzoru,
I nie myśl bardzo, przez którą potęgę
Siebie samego zajedziesz do dworu!
Ten bowiem krótką udarowan chwilką,
A tamten długich lat harmonją całą,
Ten prac szeregiem, a ów jedną tylko,
Ten sławą, owy właśnie że niechwałą.

5.
Strzeż się nie ludzi złych, ale nieludzi!
Bo któż jest dobry? Strzeż się zła na świecie,
Które tem bielsze, im więcej ubrudzi,
Mówiąc: «Mniej będzie, skoro rozbierzecie…»
I stawiać przeto większości zasadę
I niby w kościół ustawując zdradę.

6.
Strzeż się kuszących i pokus! Wszelako
Wiedz, iż twych zmysłów zmysłu, duszy ducha
Bliższy jest Twórca, niż pojęcie «jako?»
I że już daje, gdy, co słyszał, słucha,
I że przewrotnych niema tak subtelni,
Ani kryjówek, ni kto tak podszyty,
Żeby go właśnie nie baczył tem dzielniéj,
Sam będąc arcysubtelny i skryty”.

C. K. Norwid “Teofilowi”

Photo by Stefan Keller on Pixabay

Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie

“Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie,
Że ci ze złota statuę lud niesie,
Otruwszy pierwej?

Coś ty Italii zrobił, Alighieri,
Że ci dwa groby stawi lud nieszczery,
Wygnawszy pierwej?

Coś ty, Kolumbie, zrobił Europie,
Że ci trzy groby we trzech miejscach kopie,
Otruwszy pierwej?

Coś ty uczynił swoim, Camoensie,
Że po raz drugi grób twój grabarz trzęsie,
Zgłodziwszy pierwej?

Coś ty, Kościuszko, zawinił na świecie,
Że dwa cię głazy we dwu stronach gniecie,
Bez miejsca pierwej?

Coś ty uczynił światu, Napolionie,
Że cię w dwa groby zamknięto po zgonie,
Zamknąwszy pierwej?

Coś ty uczynił ludziom Mickiewiczu?

II
Więc mniejsza o to, w jakiej spoczniesz urnie,
Gdzie, kiedy, w jakim sensie i obliczu,
Bo grób twój jeszcze odemkną powtórnie,
Inaczej będą głosić twe zasługi
I łez wylanych dziś będą się wstydzić,
A lać ci będą łzy potęgi drugiéj
Ci, co człowiekiem nie mogli cię widziéć.

III
Każdego z takich, jak ty, świat nie może
Od razu przyjąć na spokojne łoże,
I nie przyjmował nigdy, jak wiek wiekiem.
Bo glina w glinę wtapia się bez przerwy,
Gdy sprzeczne ciała zbija się aż ćwiekiem
Później… lub pierwéj…”

C. K. Norwid “Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie”

Photo by Enrique Meseguer on Pixabay

Kla­ska­niem ma­jąc obrzę­kłe pra­wi­ce

“Kla­ska­niem ma­jąc obrzę­kłe pra­wi­ce,
Znu­dzo­ny pie­śnią, lud wo­łał o czy­ny;
Wzdy­cha­ły jesz­cze do­rod­ne waw­rzy­ny,
Ko­na­ry swe­mi wie­trząc bły­ska­wi­ce —
Było w oj­czyź­nie lau­ro­wo i ciem­no
I już ni miej­sca da­wa­no, ni go­dzin
Dla nie­cze­ka­nych po­wić i na­ro­dzin,
Gdy Boży pa­lec za­świ­tał nade mną;
Nie zda­jąc licz­by z rze­czy, któ­re czy­ni,
Żyć mi roz­ka­zał w ży­wo­ta pu­sty­ni.

Dla­te­go od was, o lau­ry, nie wzią­łem
List­ka jed­ne­go, ni zą­becz­ka w li­ściu,
Prócz może cie­niu chłod­ne­go nad czo­łem
(Co nie na­le­ży wam, lecz słoń­ca przyj­ściu);
Nie wzią­łem od was nic, o wiel­ko­lu­dy,
Prócz dróg, za­ro­słych w pio­łun, mech i sza­lej,
Prócz zie­mi, klą­twą spa­lo­nej, i nudy…
Sa­mot­ny wsze­dłem i sam błą­dzę da­lej.

Po­obra­ca­nych w prze­szłość, nie­po­ję­tą
A uwiel­bio­ną, spo­tka­łem nie­ma­ło,
W ostro­gi rdza­we utra­fia­łem pię­tą
W ścież­kach, gdzie zbi­tych kul spo­ro pa­da­ło.
Nie­raz oby­czaj sta­ry za­wa­dzi­łem
Z wy­szcze­rzo­ne­mi na jutrz­nię zę­ba­mi,
Odzie­wa­ją­cy się na gło­wę py­łem,
By noc prze­dłu­żyć, nie ze­rwać ze sna­mi.

Nie­wiast, za­klę­tych w umar­łe for­mu­ły,
Spo­tka­łem ty­siąc — i było mi smęt­no,
Że wdzię­ków tyle wi­dzia­łem, nie­czu­ły,
Źre­ni­cą na nie pa­trząc bez­na­mięt­ną.
Tej, tam­tej rękę tknąw­szy mar­mu­ro­wą,
Wzru­szy­łem fał­dy ubra­nia ka­mien­ne,
A mo­tyl noc­ny wzle­ciał jej nad gło­wą,
Za­drżał i upadł… I ode­szły sen­ne.

I nic nie wzią­łem od nich w ser­ca wnę­trze,
Staw­szy się ku nim, jak one, bez­wład­ny,
Tak samo grzecz­ny i za­rów­no żąd­ny,
Że aż mi co­raz szczę­ście nie­po­jęt­sze!
Cze­mu, dla­cze­go w prze­sy­tu nie­dzie­lę
Przy­sze­dłem wi­tać i że­gnać tak wie­le?
Nic nie unió­sł­szy na ser­cu, prócz sza­ty,
Py­tać was nie chcę i nie ra­czę, katy.

Pi­szę, ot, cza­sem… Pi­szę na Ba­by­lon
Do Je­ru­za­lem — i do­cho­dzą li­sty.
To zaś mi mniej­sza, czy by­wam omy­lon,
Albo nie. Pi­szę pa­mięt­nik ar­ty­sty,
Ogry­zmo­lo­ny i w sie­bie po­chy­lon,
Obłęd­ny, ależ wiel­ce rze­czy­wi­sty!
— — — — — — — — — —
Syn mi­nie pi­smo, lecz ty spo­mnisz, wnu­ku,
Co zni­ka dzi­siaj, iż czy­ta­ne pę­dem.
Za pa­no­wa­nia pan­te­izmu dru­ku,
Pod oło­wia­nej li­te­ry urzę­dem —
I, jak zda­rza­ło się na rzym­skim bru­ku,
Ma­jąc pod sto­py ka­ta­kumb ko­ry­tarz,
Nad czo­łem słoń­ce i jaw, ufny w błę­dzie,
Tak znów od­czy­ta on, co ty dziś czy­tasz,
Ale on spo­mni mnie… Bo mnie nie bę­dzie!”.

C. K. Norwid “Klaskaniem mając obrzękłe prawice”

Photo by Roy on Pixabay

Tęskno mi, Panie

“Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów nieba,
Tęskno mi, Panie.

Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
Bo wszystkim służą,
Tęskno mi, Panie.

Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony
Są jak odwieczne Chrystusa wyznanie:
«Bądź pochwalony!»
Tęskno mi, Panie.

Tęskno mi jeszcze i do rzeczy innej,
Której, już nie wiem, gdzie leży mieszkanie,
Równie niewinnej…
Tęskno mi, Panie.

Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,
Do tych, co mają tak za tak, nie za nie
Bez światłocienia,
Tęskno mi, Panie.

Tęskno mi ówdzie, gdzie któż o mnie stoi?
I tak być musi, choć się tak nie stanie
Przyjaźni mojej!
Tęskno mi, Panie”.

C. K. Norwid “Moja piosnka (II)”