„Do spalonego placka podobne jest życie:
Trochę cukru na wierzchu, a węgla od spodu,
Odrobinę słodyczy zjadamy za młodu,
Potem żujem zakalce, spaleniznę, śmiecie”.J. I. Kraszewski „Urywki”
Posty oznaczone jako cukier
Cukier krzepi?
Nie będę ukrywać, że po książkę „Słodziutki. Biografia cukru” Dariusza Kortko i Judyty Watoły sięgnęłam, aby zniechęcić się choć trochę do słodyczy. Książka jest świetna – co muszę przyznać – ale założonego przeze mnie celu niestety nie spełniła. Napiszę o niej jednak, bo zrobiła na mnie spore wrażenie.
Czemu cukier jest zły?
Jest świetnie napisana – wciąga. Momentami budzi niepokój. Ale nie na tyle, niestety, żeby skłonić mnie do rezygnacji ze słodyczy. Choć kiedy zaczynałam czytać, byłam pewna, że taki skutek przyniesie – najbardziej zniechęcające do cukru słowa znajdziemy na 10 stronie książki:
„Ale nadmiar cukru nam nie służy. Kiedy komórka nie chce już więcej glukozy, zamyka jej dostęp do środka, a cukier wędruje wraz z krwią po całym organizmie i sieje zniszczenie. Zatyka naczynia krwionośne. Zmiany najpierw widać w stopach, które tracą normalny kształt. Przedziwnie «rozczłapane» nie mieszczą się do żadnego buta. Otwierają się rany, które nie chcą się goić, w końcu trzeba amputować palce, stopy, a nawet całe nogi.” (s. 10).
To nie jedyne negatywne konsekwencje nadużywania cukru.
„[…] jego skóra stała się sucha i pomarszczona, bo cząsteczki cukru przenikają do białek, zwłaszcza kolagenu i elastyny, które są podstawowymi budulcami skóry. Kiedy cukier wiąże się z tymi białkami, tracą one swoją elastyczność, a skóra jędrność.” (s. 11, 13).
Cukier powoduje też na dłuższą metę spadek sprawności umysłowej. No i to, o czym właściwie wiemy już wszyscy. Cukier uzależnia. Bardzo. Ponoć bardziej niż narkotyki – pobudza te same ośrodki przyjemności co nikotyna, kokaina i seks. Tylko o ile uzależnienie od tych substancji – może poza seksem – jest odbierane negatywnie, jako nałóg, o tyle uzależnienie od cukru przemyka się gdzieś niezauważone przez społeczeństwo. Przynajmniej dopóki uzależniony delikwent mieści się w drzwiach.
Historia cukru
Książka opowiada historię cukru, od czasu jego odkrycia po czasy współczesne. Nie jest to opowieść prowadzona chronologicznie, ale mimo to – bardzo ciekawa, choć do tej pory niejasna jest dla mnie wstawka na temat odkrycia Ameryki przez Kolumba, jako że temat cukru nie jest w niej poruszony. Dużo, dużo później wspomniana jest ponownie w kontekście czekolady – i tam ma większy sens.
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa
Ludzie nie zdawali sobie sprawy ze szkodliwości cukru bardzo długo. Bywał traktowany jako lekarstwo, a nawet dodawano go do proszku używanego do czyszczenia zębów! Książka została napisana przez Polaków, więc uwzględnia też historię cukru w Polsce. Nie będę Wam zdradzać wszystkich ciekawostek – przeczytajcie sami 🙂 Ja wspomnę tylko o tym, co pamięta większość tych, którzy urodzili się jeszcze w czasach PRL-u. Wmawiano nam wtedy, że
„cukier to nie przyprawa dla smaku, ale pokarm o wielkiej wartości odżywczej” (s. 163).
a także (to już brzmi przerażająco), że
„ograniczenie cukru w pożywieniu niemowlęcia może pociągnąć za sobą nieobliczalne skutki” (s. 163),
Tak, niemowlęta karmiono cukrem dodawanym w olbrzymich ilościach do odżywek. Zachęcano też ludzi pracujących umysłowo do jak największego spożycia cukru, który miał ponoć wzmacniać nerwy i dawać jasność myśli. Jako ciekawostkę dodam Wam też, że w tamtym czasie sacharyna była nielegalna, a za jej przemyt groziły wysokie kary.
Nie ma to jak zwalić winę na kogo innego
Winą za wszelkie związane z cukrem choroby obarczono tłuszcz i cholesterol. Miało to przyczyny polityczno-gospodarcze. Opinie naukowców, którzy mieli inne zdanie, były wyciszane i bagatelizowane. Głoszono, że „cukier krzepi”. Dziś wiemy już, jak to jest z tym „krzepieniem” – może więc warto też przemyśleć, czy faktycznie problemy z cholesterolem mają taką wielką wagę, jaką się im przypisuje? Nie jestem lekarzem, ale moja mama przez pewien czas przyjmowała leki na cholesterol. Lekarz orzekł, że musi. W tym czasie miała zaburzenia równowagi, bardzo złe samopoczucie i inne negatywne objawy. Kiedy patrzę na jej zdjęcia z tamtego okresu, widzę, że wygląda na starszą niż w tej chwili (a trochę lat już minęło). W końcu – odstawiła leki. Żyje, dobrze się miewa, zarówno fizycznie, jak i umysłowo. Więc może z tym cholesterolem to też jakaś ściema? No ale to dygresja, wróćmy do tematu cukru.
W 1974 roku Agencja Żywności i Leków ogłosiła, że cukier nie jest w żaden sposób szkodliwy,
„nie wywołuje cukrzycy, raka ani nie jest powodem chorób serca.” (s. 244).
Tymczasem nagonka na tłuszcz i cholesterol trwa, promowane są produkty odtłuszczone – a żeby były smaczne, dodaje się do nich jeszcze więcej cukru. Do dziś jemy go znacznie więcej niż powinniśmy – wg. Światowej Organizacji Zdrowia nie powinniśmy przekraczać pięciu łyżeczek dziennie, tymczasem w Europie spożywa się ich średnio 17, a w Ameryce – jeszcze więcej. Najwięcej cukru spożywają nastolatki – wg. autorów jest to od 30 do 41 łyżeczek dziennie!
Jestem głodny – daj cukru!
Cukier wywołuje odporność na leptynę – hormon, który mówi nam, że jesteśmy najedzeni i powinniśmy przestać jeść. W książce opisano też sposób, w jaki poszczególne rodzaje cukru są metabolizowane w organizmie. I przyznam, że tu był jeden jedyny moment, kiedy zaczęłam wątpić w to, czy autorzy aby na pewno piszą prawdę. Budzący moje wątpliwości cytat brzmi tak:
„Z glukozą nie ma kłopotów. Nasze wątroby dobrze ją znają. Jeśli zjemy 120 kalorii w czystej glukozie, czyli dwie kromki białego chleba, 76 kalorii z tej puli niemal od razu zużyją organy naszego ciała, bo każda komórka potrzebuje energii. Tylko 24 kalorie trafią do wątroby, która zamieni je na glikogen – substancję, która pełni rolę zapasowego paliwa. […] Co się stanie, jeśli te 120 kalorii zjemy w postaci fruktozy? Nasz organizm nie zna jej dobrze, nie nauczył się z nią jeszcze postępować. Nie potrafi przerobić tego rodzaju cukru na czystą energię. Fruktoza niemal w całości trafi do wątroby, która przerobi ją na glikogen. Nic złego by się nie stało, gdyby fruktozy było mało, ale wystarczy wypić szklankę soku, by dosłownie zalać wątrobę fruktozą. Przeciążona, zaczyna szybko zamieniać nadmiar glikogenu w tłuszcz. Będzie to robiła bez opamiętania, gdy dostarczymy jej kolejne porcje fruktozy wraz ze słodzonym jogurtem, gazowanym napojem, batonikiem, dosłodzoną sałatką.” (s. 265-266).
Co mi w tym nie gra? Ano – fruktoza jest też w owocach (wg. autorów – w stosunku 50 na 50 z glukozą). I z powyższego zdania wynika, jakoby chleb był mniej tuczący od owoców. Z drugiej strony, żeby zjeść 120 kalorii fruktozy należałoby zjeść 5 jabłek (zakładając podane proporcje), co raczej nie jest częstą praktyką i prowadzi do bólu brzucha, więc może jakiś sens to ma?
W każdym razie – zajadając się słodyczami gdy nie jesteśmy głodni, uczymy nasz organizm nie reagować na sygnały wysyłane przez leptynę. W efekcie czujemy się głodni cały czas… i tyjemy.
Kiedy złe już się stało…
Książka, oprócz tematu cukru, podejmuje też temat cukrzycy i opisuje sposoby, jakimi była kiedyś leczona. A są to sposoby początkowo drastyczne, polegające np. na ograniczeniu ilości spożywanych kalorii do 400. Jak się możecie domyślać, długo tacy pacjenci nie żyli. A potem wynaleziono insulinę. Czy raczej – odkryto ją i nauczono się syntetyzować. Jej historia też jest bardzo ciekawa.
Na cukrzycę choruje coraz więcej osób. Na szczęście jest lekarstwo! Przynajmniej w niektórych przypadkach cukrzycy typu drugiego.
„Najlepszym lekarstwem jest ruch, który w cukrzycy typu 2 może nawet cofnąć objawy choroby. Glukoza spala się wtedy bez insuliny, z organizmu znika nadmiar wolnych kwasów tłuszczowych. Receptory na ścianach komórek same się odblokowują i wszystko wraca do normy.” (s. 320).
Na samym końcu książki znajdziemy jeszcze informacje dotyczące etymologii (pochodzenia) słów związanych z cukrem i cukrzycą.
Jak wygrać z cukrem?
Jakie więc wnioski? Co robić, żeby poradzić sobie z cukrem? Ruszać się. Wolniej jeść i dłużej przeżuwać, bo wtedy wydziela się więcej hormonów hamujących głód. Pić wino, które ponoć obniża cukier. No i najważniejsze – jeść go jak najmniej. Co jest trudne, bo tak bardzo go lubimy, a dodatkowo dodawany jest do wszystkiego – nawet do uznawanych za zdrowe jogurtów.
Książka nie zniechęciła mnie do cukru, ale z pewnością dała do myślenia. Warto ją przeczytać.
Wszystkie cytaty w tekście pochodzą z książki D. Kortko, J. Watoła „Słodziutki. Biografia cukru”. Warszawa 2018.