– Gośkę wczoraj zjedli! – podekscytowana Oliwia stanęła w drzwiach salonu, w którym jej mąż, Olaf, właśnie spokojnie czytał poobiednią gazetę.
– Mhm… – mruknął bez zainteresowania. Nie widział w tym nic ekscytującego i nie rozumiał, o co jego żona robi taki raban. Przecież jej koleżanka, Gośka, skończyła 45 lat już jakiś czas temu, od dawna była stosownie upasiona, a jej mąż od dobrego roku prowadzał się z 20-latką. Co w tym dziwnego, że w końcu zjadł żonę, żeby móc się połączyć z nową? Tak nakazywał odwieczny zwyczaj, tak stary, że nikt już nie pamiętał, kiedy właściwie powstał ani z czego wynikał. Po co tracić czas na gadanie czy rozmyślanie o rzeczach oczywistych?
Ale Oliwia uważała inaczej. Co więcej, temat poruszał ją osobiście – w końcu była w tym samym wieku, co zjedzona przyjaciółka i, jak wszystkie ich rówieśnice, od miesięcy za-stanawiała się, jak to będzie, czy mąż okaże jej stosowny szacunek, odbierając życie poświęconym tasakiem, jak ją przyrządzą, czy będzie wystarczająco smaczna… Na wszelki wypadek starała się jeść tylko potrawy, dzięki którym jej mięso będzie miękkie i aromatyczne. To byłaby straszna hańba, gdyby zdarzyło jej się to, co stało się na stypie Kornelii, której mąż, po spróbowaniu pierwszego kęsa, rzucił widelcem o ścianę i krzyknął:
– Co za ohyda!
Oczywiście Olaf był znacznie lepiej wychowany, nie upokorzyłby jej publicznie, nawet gdyby mu nie smakowała. Udawałby, że wszystko jest w porządku, ale to jednak byłoby upokarzające. Żona powinna smakować mężowi, żeby w tej ostatniej drodze mógł jej towarzyszyć ze szczerym uśmiechem na ustach.
Na razie jednak niestety nie zanosiło się na to, żeby już wkrótce miała stać się posiłkiem. Był już najwyższy czas – dzieci odchowane, ona sama od dawna jadła specjalne, tuczące potrawy, żeby być odpowiednio tłustą, przygotowała też córce specjalny przepis, według którego miała zostać przyrządzona – tradycja chciała, żeby to najstarsza córka, a w razie jej braku najbliższa krewna płci żeńskiej, przygotowywała posiłek z matki. Do stołu podawać musiał najstarszy syn. Oboje zostali już stosownie przyuczeni, a córka wielokrotnie gotowała potrawę na podstawie matczynego przepisu, żeby nabrać wprawy – oczywiście do celów nauki mięso ludzkie zastępowane było cielęcym. Jednym słowem – wszystko było gotowe.
A tymczasem Olaf się ociągał. Wciąż jeszcze nie miał młodej kochanki, a zamiast przeżywać drugą młodość i spędzać dni na imprezach i w klubach, gdzie mógłby poznać dziewczynę w stosownym wieku, czyli 18-20-latkę, on wolał siedzieć w domu, czytać gazety, składać swoje ulubione modele statków kosmicznych, albo – o zgrozo – wpatrywać się zachwyconym wzrokiem w swoją starą i grubą żonę.
Oliwia podeszła do niego i wyciągnęła mu gazetę z rąk.
– Kiedy wreszcie zaczniesz przygotowania do stypy? – spytała wprost.
Olaf spojrzał na nią nierozumiejącym, ale zakochanym wzrokiem.
– Przecież żyjesz – skomentował głupio.
– No właśnie! – z tonu głosu kobiety wyraźnie wynikało, że to źle.
– Daj spokój, kochanie – w głosie Olafa zabrzmiała czułość. – Przecież wiesz, że nie chcę cię zabijać i zjadać. Nie chcę młodszej i szczuplejszej, kocham cię tak samo, jak wtedy, kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem.
– Jak tak możesz! – w oczach oburzonej Oliwii zalśniły łzy. Olaf wstał z fotela i wyciągnął ramiona, żeby ją przytulić i pocieszyć – naprawdę nie potrafił zrozumieć, czemu ona właściwie płacze – ale kobieta odwróciła się i wybiegła z pokoju, zanosząc się głośnym szlochem.
Olaf opadł ciężko na fotel. Po raz kolejny dochodził do wniosku, że nigdy nie zrozumie kobiet. Czemu ona tak bardzo chce zostać zjedzona? Przecież to nie ma sensu. Tyle przygotowań do stypy, dopieszczania szczegółów uroczystości, której – nawet gdyby jednak zdecydował się ją zabić – nigdy nie zobaczy. Ale przede wszystkim nie chciał jej zabijać. Poznali się 27 lat temu, w bibliotece, gdzie niespodziewanie wpadła na niego drobna, niosąca stos książek blondyneczka, która spodobała mu się od pierwszego wejrzenia. Zaproponował jej pomoc w zbieraniu powstałego bałaganu, po czym zaprosił na kawę. Z upływem lat kochał ją coraz bardziej. Nie za szczupłe kiedyś nogi, nie za kształtne piersi, nie za długie, jasne włosy, ale przede wszystkim za żywą inteligencję, dobre serce, psotny błysk w niebieskich oczach. Za to wszystko, co nie przemija z wiekiem.
Nie wyobrażał sobie życia bez niej, taka była prawda. I nawet dla jej szczęścia nie potrafił zrezygnować z własnego, które dawała mu jej obecność u jego boku.
Tymczasem do pokoju weszła ich 22-letnia córka, Matylda.
– Tato, mama znów przez ciebie płacze – powiedziała z wyrzutem w głosie.
Usiadła obok niego na poręczy fotela.
– Dlaczego właściwie nie chcesz jej zjeść? Dlaczego musisz ją tak bardzo upokarzać? – pytała ze smutkiem. – Naprawdę nie rozumiesz, że wszystkie jej koleżanki zostały już zjedzone? Że młodsze kobiety pokazują ją palcami, mówiąc, że z góry zakładasz, że będzie niesmaczna? Nie rozumiesz, na jakie upokorzenia ją skazujesz? Przemyśl to sobie, tato. Jeśli kochasz ją tak mocno jak twierdzisz, zjedz ją, jak przystało na mężczyznę!
Matylda wstała i wymaszerowała z pokoju. Olaf ukrył głowę w dłoniach i myślał. Wreszcie samotna łza stoczyła mu się po policzku i upadła, zostawiając mokrą plamę na leżącej na podłodze obok fotela gazecie. Chwilę potem wstał i wyruszył na poszukiwanie żony.
Znalazł ją zapłakaną w kuchni. Objął, pocałował jej mokre od łez oczy i powiedział:
– Za trzy dni będzie stypa.
Nigdy miał już nie zapomnieć jej nagle rozpromienionych oczu.
* * *
Trzy dni później wszystko odbyło się jak trzeba. Olaf się wykazał. Zabił żonę krótkim, celnym uderzeniem poświęconego tasaka. Matylda spisała się na medal, gotując i przyrządzając matkę, a Olaf zjadł potrawę ze smakiem i z uśmiechem na ustach, chwaląc aromatyczne mięso i podkreślając, że zostało przyrządzone według autorskiego przepisu zmarłej. Uczestnicy stypy również docenili walory pysznej potrawki. Jednym słowem – stypa, z której Oliwia naprawdę mogłaby być dumna, gdyby żyła.
Następnego dnia Matylda znalazła Olafa leżącego w kuchni z przeciętą tętnicą szyjną. Obok leżał poświęcony tasak i kartka – „Przyrządźcie mnie według tego samego przepisu i zjedzcie”. Córka pokiwała głową nad ciałem ojca, po czym spełniła jego ostatnią prośbę. Nie płakała. Wiedziała, że taka jest kolej rzeczy. Miała już nawet przygotowany przepis na własną stypę.
U. Piechota – Wszystkie prawa zastrzeżone (All rights reserved).