Rozwój modlitwy następuje przez życie sakramentalne

„Należy jednak zwrócić uwagę, że rozwój modlitwy następuje przez życie sakramentalne i dobre uczynki, we współpracy z otrzymaną łaską. Koncentrując się jedynie na samym rozważaniu rozumowym nie można dojść do żywej relacji z Bogiem i zawierzenia się Mu we wszystkim. Fundamentem rozwoju modlitwy jest dążenie do poszukiwania i rozpoznania woli Bożej oraz poddanie się jej. Bez tego rozmyślanie staje się jałowe i nie prowadzi do wzrostu umiłowania Boga”.

M. Filipowski OCDS „Modlitwa terezjańska (2)” w: „Zaproszenie na Górę Karmel” t. 3 „Przyrzeczenia”, s. 90

Photo by James Chan on Pixabay

To jest bardzo trudne

„To jest bardzo trudne, ale ta tajemnica [Odnalezienie Pana Jezusa w świątyni] jest nam dana, abyśmy zrozumieli, że jeśli się za bardzo do kogoś przywiążemy, w sposób kontrolujący i uzależniający, to nic dobrego nie będzie z takiej relacji. Prędzej czy później ktoś zacznie się dusić i odejdzie. Będziemy sobie zadawać pytanie: «Znowu? Dlaczego nie mam z nikim żadnej dłuższej relacji? Dlaczego ta osoba odchodzi?» Warto zbadać ten schemat i ten mechanizm uzależniania, lęku przed utratą i ciągłej, często nieświadomej kontroli”.

D. Chmielewski „Różaniec ratunkiem dla świata”, s. 25

Możesz doświadczać udanej relacji

„Możesz doświadczać udanej relacji – czy to przyjaźni, czy miłości romantycznej – tylko wtedy, kiedy kochasz samego siebie. Gdy jest inaczej, wszystkie oczekiwania związane ze szczęściem zaczynasz – zamiast z Bogiem – wiązać z drugim człowiekiem, a to musi się skończyć katastrofą. Ludzie są niedoskonali i omylni. Rozczarowujemy innych i popełniamy błędy. Jak druga osoba mogłaby kochać ciebie takiego, jakim jesteś, jeśli ty sam siebie nie znasz i nie kochasz? Jak możesz spodziewać się tego, że ktoś będzie cię podziwiał i cenił, jeśli ty patrzysz w lustro i odrzuca cię to, co tam widzisz? To proste równanie: to, co sam wnosisz, równa się temu, co z danej relacji wynosisz. Kochaj, a będzie łatwo kochać ciebie”.

J. Bricker „Wszystko jest możliwe”, s. 156

Schematy te przejawiają się jednak najczęściej…

„Schematy te przejawiają się jednak najczęściej w obszarze relacji osobistych, zwłaszcza w związkach uczuciowych i przyjaźni; często to właśnie z jakiegoś schematu, a nie konkretnej relacji, trzeba zrezygnować w sposób umiejętny i świadomy”.

P. Streep, A. B. Bernstein „Daruj sobie. Przewodnik dla tych, którzy nie potrafią przestać”, s. 204

Pozostajemy w relacjach i sytuacjach, których termin ważności już minął

„W rezultacie często pozostajemy w relacjach i sytuacjach, których termin ważności już minął, nawet wtedy, gdy dla reszty świata jest oczywiste, że mamy nikłe szanse powodzenia. Wiara w wytrwałość skłania nas do przeformułowania tego, co w rzeczywistości jest pudłem, w prawie wygraną”.

P. Streep, A. B. Bernstein „Daruj sobie. Przewodnik dla tych, którzy nie potrafią przestać”, s. 22

I z Bogiem jest podobnie

„I z Bogiem jest podobnie: kiedy przystępuję do Niego, muszę mieć w sobie zgodę, że to On wyznacza zasady, że On jest, który Jest. Mogę mieć kapitalny pomysł na Pana Boga, ale On jest, jaki Jest, zupełnie niezależny od moich oczekiwań, i ja nie mam wpływu na to, jaki On jest. To samo zresztą dotyczy relacji z drugim człowiekiem. Najlepsza postawa wobec Boga i drugiego człowieka to pokora – ja muszę się pokornie zgodzić na to, że ten człowiek i ten Bóg są inni niż moje o nich widzimisię. Inaczej nie spotkam się z nimi, inaczej spotkam się albo z samym sobą, albo z jakimś moim wyobrażeniem, ale to nie będzie Bóg czy mój bliźni”.

P. Krupa „Jutro ma na imię Bóg”, Kraków 2015, s. 89-90

Pocałunki bez znaczenia

Usłyszałam niedawno od kolegi, że on się z koleżankami całuje nawet w usta i nikt nie robi z tego problemu. Był zdziwiony, że buziak w kącik ust dla mnie jest czymś zarezerwowanym dla bliższej relacji niż koleżeństwo. Że w moim odczuciu coś znaczy. Nawet by mnie to nie zdziwiło, gdyby nie to, że kolega jest praktykującym katolikiem.

Friends with benefits w wersji Light?

Pierwszą myślą, jaka mi przyszła do głowy (i której nie wypowiedziałam) było – czy te koleżanki zdają sobie sprawę z tego, że są tylko koleżankami? A może wydaje im się, że to początki związku? Że te buziaki oznaczają bliskość inną niż tylko fizyczna?

Nieco wcześniej widziałam opublikowane przez tegoż kolegę zdjęcie z dziewczyną. Wyglądało jak zdjęcie z randki, pojawiły się nawet pod nim komentarze „Ładna z was para”. Komentarze lajkowane przez niego i przez nią. Jednak, spytany przez znajomą, kolega zadeklarował, że to tylko koleżanka, że spotykają się czasem, bo blisko mieszkają, i tyle. I tu znów rodzi się we mnie pytanie – czy ta dziewczyna o tym wie?

Kiedy oznajmiłam, że ja sobie buziaków bez znaczenia nie życzę, spotkałam się z zupełnym brakiem zrozumienia. Zdziwieniem. Nawet komentarzem, że ok, on mnie może w ogóle nie dotykać skoro to dla mnie problem. Tak jakby zupełnie nie potrafił zrozumieć różnicy między koleżeńskim buziakiem w policzek, przytuleniem, a buziakiem świadomie trafiającym blisko ust czy w usta. I nie wiem już, czy to ja jestem z kosmosu, czy on? Czy to kwestia różnicy płci? Wieku (kolega jest 5 lat starszy)? Wychowania? Doświadczeń?

Buziak buziakowi nierówny

W moim odczuciu pocałunki w usta, czy nawet w ich kącik, są zarezerwowane dla relacji bliższych niż koleżeńskie, dla relacji nacechowanych płciowo. To gesty, które mówią coś o uczuciach do drugiej osoby. Może jeszcze nie do końca skonkretyzowanych, może dopiero kiełkujących – ale jednak uczuciach. O chęci zbliżenia. I pozbawione tego rysu, są w moim odczuciu może nie grzeszne, ale po prostu – niewłaściwe.

Oczywiście nie mówię o sytuacjach, kiedy jednorazowo, przypadkiem ktoś źle trafi z buziakiem, bo druga osoba akurat poruszy głową czy coś. Ale nie da się nieświadomie całować tak kogoś na dłuższą metę.

Miejsce pocałunków w zseksualizowanym świecie

Opisany powyżej problem skłonił mnie do rozmyślań nad znaczeniem pocałunków we współczesnym świecie. W świecie, gdzie seks pozamałżeński jest normą, gdzie nie istnieją prawie żadne tabu. Czy pocałunki cokolwiek jeszcze znaczą? W szczególności dla mężczyzn, bombardowanych ze wszystkich stron obrazami nierealistycznych, półnagich piękności, wszechobecnych na billboardach, w telewizji, w internecie, w reklamach… a nawet czasem na ulicach? Ale i dla nas, kobiet, wychowywanych (głównie przez media) w przekonaniu, że jak odpowiednio wcześnie nie pójdziemy z facetem do łóżka, to odejdzie do takiej, która da mu seks?

Może faktycznie jestem nie z tego świata. Ale dla mnie pocałunek, czy nawet zwykły buziak w usta, coś znaczy. Chcę, żeby coś znaczył! Bo jeśli miałby być zwykłym, nieznaczącym gestem, to gdzie miałyby się zacząć gesty, które coś znaczą? Na pocałunku „francuskim”? Na dotykaniu piersi? Na seksie? Czy idąc tą drogą nie dotrzemy do momentu, kiedy nawet seks będzie czynnością fizjologiczną, pozbawioną znaczenia? Czy już tam nie dotarliśmy? Bo przecież dla wielu mężczyzn tak właśnie jest.

Gdzieś trzeba postawić granicę.

Granice

Dziś mężczyzna może mieć wszystko bez związku. Pocałunki, dotyk, często nawet seks. Bo kobieta się boi, że on odejdzie. Że jak nie da mu wystarczająco dużo, to znajdzie się inna, taka, która da. I problem ten, choć na mniejszą skalę, dotyczy również katolików.

Same to sobie zrobiłyśmy. Pozwoliłyśmy, by te granice się przesuwały. A teraz dziwimy się, że mężczyźni nie czują potrzeby wchodzenia w związki. Że nie widzą powodów, żeby dawać kobiecie kwiatki, całować w rękę, otwierać drzwi… Po co mają to robić? Po co im związek, skoro mogą „za darmo” całować się z pięcioma dziewczynami zamiast z jedną. Skoro mogą spać z kilkoma na raz, nikogo nie zdradzając i nie narażając się na niczyje pretensje, bo przecież zawsze mogą powiedzieć, że nie mają wobec nikogo zobowiązań, że niczego nie obiecywali. Bo nie obiecywali. Bo nie wymagałyśmy obietnic, naiwnie licząc, że czułość, pocałunki, seks – są obietnicą.

Tylko że – jak widać – nie są. Dla mężczyzn, a czasem i dla nas, nic nie znaczą. Takie sobie zwykłe gesty, mające dawać przyjemność, i to nie osobie całowanej, a całującej. Pełna koncentracja na samym sobie.

Zawracanie rzeki kijem

Cóż, nie wiem jak wy, ale ja mówię – NIE. Stop. Nie godzę się na seks bez znaczenia, na pocałunki bez znaczenia, nawet na buziaki w kącik ust bez znaczenia. Nie dlatego, że przynajmniej niektóre z tych działań byłyby grzechem. Też, ale przede wszystkim dlatego, że jestem kobietą i mam – chcę mieć – szacunek dla własnego ciała. Szacunek dla dotyku. Szacunek dla gestów symbolizujących bliskość.

Jasne, nie zawrócę świata. Sama jedna nie będę tamą – mogę być tylko kamieniem w tej tamie, kamieniem, który bez innych nic nie zmieni. Ale nie pozwolę światu na przytłumienie mojej wrażliwości. Na zatarcie we mnie granic, które odbieram jako granice czystości. Są rzeczy, które powinny wydarzyć się dopiero po ślubie. Są gesty, które powinny coś znaczyć.

I jeśli mam wybrać między chwilową przyjemnością a Bogiem – wybieram Boga. Nawet radykalnie. Nawet jeśli nikt poza Nim tego wyboru nie zrozumie.

A ty?

A dla ciebie od którego momentu zaczynają się znaczące gesty? Na ile pozwoliłabyś, wiedząc, że mężczyzna nic do ciebie nie czuje? Na ile pozwoliłbyś sobie w stosunku do kobiety, do której nic nie czujesz? Czy buziak w usta albo w ich kącik coś dla ciebie znaczy?