Zadaję pytanie znajomemu w sieci. Proste. Czasem nawet wymagające odpowiedzi „tak” albo „nie”. Typu „czy jedziesz z nami na wycieczkę”. Odpowiada mi cisza.
No dobra, może musi przemyśleć odpowiedź, może nie może teraz odpisać… Więc czekam. Dzień, dwa. Ale nadal cisza. Może zapomniał. Pytam ponownie. Znów cisza. Nie chce mi się już dopytywać po raz kolejny. Coraz mniej chce mi się pytać o cokolwiek. Jaki jest sens, skoro i tak pytania trafiają w próżnię?
Nie zrozumcie mnie źle – ten problem nie dotyczy wszystkich, jest wiele osób, które, zapytane, odpowiadają. Czasem i po dwóch dniach, ale odpowiadają. Jednak „nieodpowiadaczy” jest spora ilość.
Dlaczego mnie to tak denerwuje, sprawia przykrość? Ano dlatego, że gdybym to samo pytanie zadała poza siecią – i spotkała się z milczącym spojrzeniem – to wiedziałabym, że coś jest w tej relacji nie tak. I to mocno nie tak. Albo że zadałam wyjątkowo głupie, złe czy niedyskretne pytanie.
W realnym świecie milczenie, kiedy ktoś cię o coś pyta, jest chamskie. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w sieci nie jest. Jeżeli ktoś miał czas, żeby przeczytać moje pytanie, to ma też czas, żeby napisać „potem Ci napiszę”, „nie mogę teraz”, „muszę się zastanowić” itp. Żeby było zabawniej, często te same osoby są oburzone, jeśli nie dostaną na swoje wiadomości natychmiastowej odpowiedzi.
Skoro wiemy, że druga osoba zobaczy, że przeczytaliśmy wiadomość, to z szacunku do niej wypadałoby odpisać cokolwiek. Szacunek obowiązuje nie tylko w realnym świecie.