Panie, do kogóż pójdziemy?

„Myślę, że […] wyznanie Piotra: «Panie, do kogóż pójdziemy?», nie było przygotowanym zawczasu, pobożnie przypudrowanym wierszykiem na «akademię ku czci» ani zdanym na szóstkę sprawdzianem ze znajomości Credo, ale desperackim krzykiem człowieka, który doskonale wie, że «bez Niego nic nie jest w stanie uczynić». Że wszystko, co zrobi sam z siebie, ostatecznie zepsuje. Będzie chciał stawiać namioty na górze Tabor, zacznie tonąć, narażając się na kpiny braci, z którymi nie chciało mu się wiosłować, jako jedyny weźmie Jezusa na bok i zacznie czynić Mu wyrzuty, by usłyszeć ostre: «Zejdź mi z oczu, szatanie», jako jedyny zaoponuje z nieudawanym świętym oburzeniem: «Nigdy nie będziesz mi nóg umywał!», będzie gorzko przełykał łzy, bo po niezwykle szczerej deklaracji: «Nigdy nie zaprę się Ciebie», usłyszy pianie koguta… Taki człowiek być może przybiegnie do grobu jako drugi, ale nie będzie miał żadnych oporów, by jako pierwszy wejść do środka”.

M. Jakimowicz „Jak poruszyć niebo?”, s. 127-128