Przed wielu laty ten chłopiec żył

“Przed wielu laty ten chłopiec żył,
Lecz jego czyny trwają do dziś.
Życiem swym przetarł do nieba szlak,
Żebyśmy mogli za nim iść.

Młody jak my, wesoły jak my,
Prosta jest jego droga.
Szukał jak my, goręcej niż my,
Nad wszystko kochał Boga.

Lubił wycieczki, przyjaciół miał,
Jak każdy człowiek zwyczajnie żył,
Ale przemieniał codzienność swą,
Bo w każdej chwili z Bogiem był.

Chociaż jest inny dzisiejszy świat,
W melodii przemian trwa wspólny ton.
Bo zawsze można miłością żyć
I zostać świętym, tak jak on”.

pieśń o św. Stanisławie Kostce

Czytaj dalej

Na szczyt góry Karmel

“Nasz Ojciec nie pozostawia złudzeń – na szczyt góry Karmel nie prowadzi ani droga dóbr ziemskich ani ścieżka dóbr niebieskich. Jedyna pewna droga na sam szczyt wiedzie przez słynne «nic», przez ową ciasną bramę, o której mówił Jezus, przez którą, by przejść, należy pozbyć się wszystkiego (por. Mt 7,14)”.

M. Fizia “Jezus – Chleb Życia” w: “Żyć Karmelem w Świecie” nr. 3 (103), wrzesień 2020, s. 3

Photo by Jens Teichmann on Pixabay

Jestem zbytnio sobą zajęta

“Kiedy jej się zdawało, że jestem zbytnio sobą zajęta, powiedziała mi: «Zamykać się w sobie, to wyjaławiać swą duszę! Trzeba wtedy szybko zabrać się do pełnienia uczynków miłości bliźniego».
«Niekiedy – mówiła – człowiek czuje się tak źle ze sobą samym, w swym wnętrzu; powinien wtedy natychmiast wyjść z zajmowania się sobą. Pan Bóg nie nakłada nam wcale obowiązku pozostawania w swoim własnym towarzystwie. Przeciwnie! Pozwala często, byśmy byli sobie niemili po to, żebyśmy opuścili siebie samych. W tym wypadku widzę tylko jeden środek, opuścić siebie i pójść odwiedzić Jezusa i Maryję przez pełnienie uczynków miłości bliźniego»”.

o św. Teresie od Dzieciątka Jezus w: “Dzieje duszy”

Photo by svklimkin on Pixabay

Złóż, Jeruzalem, szatę smutku i utrapienia swego

“Złóż, Jeruzalem, szatę smutku i utrapienia swego,
a przywdziej wspaniałe szaty chwały,
dane ci na zawsze przez Pana.
Oblecz się płaszczem sprawiedliwości, pochodzącej od Boga,
włóż na głowę swą koronę chwały Przedwiecznego!
Albowiem Bóg chce pokazać wspaniałość twoją
wszystkiemu, co jest pod niebem”.

Ba 5,1-3

Photo by min woo park on Pixabay

Wdzięczność najbardziej przyciąga łaski Boże

“Wdzięczność jest tym, co najbardziej przyciąga łaski Boże; gdy dziękujemy za dobrodziejstwa, Bóg jest wzruszony i spieszy, by dać nam dziesięć nowych łask, a jeśli dziękujemy nadal z takim samym wylaniem, to jakże nieobliczalne jest pomnożenie łask! Doświadczyłam tego, spróbuj, zobaczysz! Moja wdzięczność jest bezgraniczna za wszystko, co mi Bóg dał, i okazuję Mu ją w tysiączny sposób”.

św. Teresa od Dzieciątka Jezus “Dzieje duszy”, s. 301

Photo by Anonim on Pixabay

Czas przemyśleń i ciszy

Łagodną ciszę kaplicy zakłócały tylko spokojne oddechy i cichutkie pobrzękiwanie różańca. W centrum uwagi wszystkich był On – stojący wśród nas w skromnej monstrancji Wszechmogący Bóg. Nie próbowaliśmy na siłę uciszać wewnętrznego dialogu. Pouczeni wcześniej przez ojca Romana, staraliśmy się po prostu koncentrować myśli na Chrystusie. Myśli, które – zgodnie z radą rekolekcjonisty – powinny być krótkie i opatrzone chwilami milczenia, by pozwolić mówić Bogu.

Wspólne milczenie wśród lasów

Te spokojne chwile w kaplicy, podobnie jak odmawiana wspólnie Liturgia Godzin, wzmocniły w nas poczucie jedności i wspólnoty. Poczucie, którego nie zmąciła nawet dyskusja na temat sposobu przyjmowania Komunii Świętej, która wywiązała się podczas kończącego rekolekcje dzielenia. Bo, jak się okazuje, nawet o tak drażliwym temacie można rozmawiać w duchu szacunku i wzajemnej miłości. Po części zapewne zawdzięczamy to również naukom ojca Romana, który pięknie mówił o tym, że upominać bliźniego można tylko przy uwzględnieniu trzech elementów: prawdy, miłości i pokory.

Pięć dni rekolekcji minęło błyskawicznie. To był piękny czas, pozwalający na zatrzymanie się i przebywanie tylko z Bogiem. Sprzyjał temu wczesnojesienny las, sprzyjała też atmosfera ciepłej akceptacji, przenikająca te dni. Mimo że były to rekolekcje w milczeniu, cisza nikomu nie ciążyła. Wręcz przeciwnie – sprawiała, że stawaliśmy się sobie jeszcze bliżsi.

I choć wielu z nas miało duże trudności w dotarciu na rekolekcje, to wszyscy jednomyślnie zgodziliśmy się, że było warto. Rozjechaliśmy się umocnieni w pragnieniu dążenia do ściślejszego zjednoczenia z Panem, zabierając ze sobą zapach róż i leśnego poszycia, szum deszczu i niezatarty ślad, odciśnięty w naszych sercach przez Umiłowanego.

burza nad ośrodkiem rekolekcyjnym

Burza i naczynia na miłość

Z rekolekcji najbardziej zapamiętałam burzę, która przetoczyła się nad ośrodkiem rekolekcyjnym pod koniec naszego pobytu. Nie była ani wielka, ani groźna – za to piękna, jak widać na powyższym zdjęciu, zrobionym przez koleżankę. Chciałam wyjść na ganek, żeby ją podziwiać, ale przez okno zobaczyłam, że ktoś już tam siedzi. Postanowiłam nie przeszkadzać i usiadłam sobie w oknie, skąd widok był równie piękny. Padające krople deszczu i błyski, co jakiś czas przecinające niebo, miały w sobie coś magicznego i przypominały mi, że takie właśnie jest życie – że w każdej burzy kryje się i groza, i piękno. Wystarczy tylko chcieć to piękno dostrzec.

W wolnym czasie dużo spacerowałam po lesie, ale i po niedużym cmentarzu, znajdującym się w pobliżu ośrodka. Znajduje się na nim sporo grobów zakonnic. Na każdym z nich podane jest zakonne imię z predykatem (np. “od radości Bożej” albo “od Jezusa”), a pod spodem świeckie imię i nazwisko, wiek i ilość lat powołania. Te groby mnie przyciągały, błądziłam wśród nich, rozmyślając nad predykatami sióstr, a także nad tym, że ludzkie życie jest takie krótkie, że po każdym z nas prędzej czy później zostanie tylko nagrobek. A wtedy już nic nie będziemy mogli zmienić – na wieczność całą zostaniemy tacy, jakimi umrzemy. Gdzieś na linii między dobrem a złem. Jak naczynie na miłość, które w tym życiu Bóg drąży, by było jak najgłębsze – na tyle, na ile Mu pozwolimy. A potem, po naszej śmierci, napełni to naczynie miłością. Do pełna.

Podczas tych rozmyślań przyłapała mnie jedna z żyjących sióstr. Spytała, czy szukam kogoś konkretnego. Powiedziałam jej, że nie, że czytam predykaty, które czasem były dla mnie trudne do odszyfrowania. Kiedy następnego dnia zobaczyła mnie dokładnie w tym samym miejscu, domyśliła się chyba, że nie tylko o to chodzi. Ale już nie podeszła, nie pytała, uszanowała moje zamyślenie.

Pokuta, pokuta, pokuta

Ostatniego wieczoru jedna z uczestniczek rekolekcji podzieliła się z nami swoimi osobistymi przeżyciami, które bardzo mnie poruszyły, a później opowiedziała nam o pastuszkach z Fatimy i pokutach, jakie podejmowali. Temat pokuty i wyrzeczenia wraca do mnie od pewnego czasu. Trudno mi się z nim zmierzyć. Wciąż jeszcze nie rozumiem tak do końca sensu wyrzeczenia. Rozumowo wiem, że poświęcenie, że za kogoś czy za coś, że przebłaganie, że łaska, że z miłości… Ale kiedy przychodzi co do czego – nie umiem sobie odmówić cukierka czy innej przyjemności, o jakiejkolwiek pokucie nie wspominając. Bo ta sprawa, za którą trzeba pokutować czy dla której warto się czegoś wyrzec, jest tam gdzieś daleko – a cukierek na wyciągnięcie ręki…

A pokutować trzeba. Tyle zła się ostatnio dzieje, tyle ludzi odwróciło się od Boga, tyle Go obraża… Ojciec Roman w trakcie rekolekcji wypowiedział straszne słowa – że Polska przestaje być krajem chrześcijańskim, katolickim. Że wszystko się zmienia i nie możemy tego zmienić, musimy się nauczyć żyć w nowym świecie. I że nowy wcale nie oznacza gorszy. Tylko inny. Wymagający innych dróg, innych działań. Na zmiany nie mamy wpływu, ale na to, co z nimi zrobimy – już tak. Zmian nie powstrzymamy, ale wciąż możemy sprawić, że wiara przetrwa. Że nasze dzieci, wnuki, prawnuki, będą miały możliwość wyznawania Boga, że będą mogły żyć zgodnie z chrześcijańską moralnością. Choćby znów musiały zejść do katakumb, jak za czasów pierwszych chrześcijan. A potem… może nastąpi nowe odrodzenie? Kto wie?

Miłość i wolność

Współczesny świat nie uczy nas wyrzeczenia. Wręcz przeciwnie – przyzwyczaja nas do tego, że możemy i powinniśmy chcieć więcej. Że wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Gdzieś po drodze gubimy naszą wolność, a tym samym – nasze człowieczeństwo i zdolność do miłości. Bo miłość możliwa jest tylko tam – to też usłyszałam na rekolekcjach – gdzie jest wolność. Nie ma miłości bez wolności, bo nie mogę podarować drugiemu człowiekowi czegoś, co nie należy do mnie. I to prowadzi mnie do pytania – czy skoro nie umiemy sobie niczego odmówić, to jesteśmy w ogóle zdolni do miłości?

W twojej ojczyźnie

“W twojej ojczyźnie karki się zgina
Przed każdą władzą,
Dla zwyciężonych – wzgarda i ślina,
Gdy ich na kaźń prowadzą.

W twojej ojczyźnie gdyś hołdy składał –
Przed obce trony.
W ojczyźnie mojej, jeśli kto padał,
To krwią zbroczony.

W ojczyźnie twojej do obcych w wierze
Bóg się nie zniża.
Moja ojczyzna świat cały bierze
W ramiona krzyża.

W twojej ojczyźnie sławnych portrety,
Tom w etażerce.
W mojej ojczyźnie słowa poety
Oprawne w serce.

Chociaż ci sprzyja ten wieczór mglisty
I noc bezgwiezdna
Jakże mnie wygnasz z ziemi ojczystej,
Jeśli jej nie znasz?”.

A. Słonimski “Dwie ojczyzny”

Photo by Dariusz Staniszewski on Pixabay

Niedobrze, że zaprzątacie myśli

“Zresztą niedobrze, że zaprzątacie myśli tym, co kiedyś w przyszłości przykrego przyjść może; jest to jakby wkraczaniem w działanie Stwórcy! My, co idziemy drogą miłości, nie powinniśmy nigdy niczym się martwić. Gdybym nie cierpiała z minuty na minutę, nie mogłabym zachować cierpliwości; widzę tylko to, co jest teraz, zapominam o przeszłości, a przyszłości nie chcę przewidywać. Jeżeli zniechęcamy się niekiedy lub popadamy w zwątpienie, to tylko dlatego, że myślimy o tym, co było, albo o tym, co będzie”.

św. Teresa od Dzieciątka Jezus “Dzieje duszy”, s. 276 – 277

Photo by Enrique Meseguer on Pixabay