„W historii miłości, którą opowiada nam Biblia, Bóg wychodzi nam naprzeciw, próbuje nas zdobyć – aż do Ostatniej Wieczerzy, aż do Serca przebitego na krzyżu, aż do objawień Zmartwychwstałego i wielkich dzieł za pośrednictwem których, poprzez działanie Apostołów, przewodził rodzącemu się Kościołowi”.
Benedykt XVI „Deus caritas est”
Posty oznaczone jako historia
Jeśli dawnych rzeczy myśl w tobie głęboko
„Tam, jeśli dawnych rzeczy myśl w tobie głęboko,
Może, w ten śliczny błękit wpatrzywszy twe oko,
Słodycz w rozpaczy znajdziesz i lubość w żałobie,
Jak uśmiech ust kochanych w śmiertelnej chorobie”.A. Malczewski „Maria”
Photo by Inactive account – ID 12019 on Pixabay
Po Warszawie, okrytej krwią
„Po Warszawie, okrytej krwią najlepszych dzieci waszych, po Warszawie, na mękę której patrzyłem, po tej Warszawie, po której biegałem jako uczeń i jako kapłan w czasie okupacji, po tej Warszawie trzeba chodzić z wielką czcią, z sercem czystym i wiernym aż do śmierci Bogu i katolickiej Polsce”.
kard. S. Wyszyński
Twórcza odwaga
„Jeśli pierwszym etapem prawdziwego wewnętrznego uzdrowienia jest przyjęcie własnej historii, to znaczy uczynienie w sobie miejsca także na to, czego nie wybraliśmy w naszym życiu, musimy dodać jeszcze jedną ważną cechę: twórczą odwagę. Ujawnia się ona szczególnie wtedy, gdy napotykamy na trudności. W obliczu trudności można bowiem zatrzymać się i zejść z pola walki, lub jakoś coś wymyślić. Czasami to właśnie trudności wydobywają z każdego z nas możliwości, o posiadaniu których nawet nie mieliśmy pojęcia […]. Bóg zawsze znajduje sposób, by zrealizować swój plan zbawienia. Także nasze życie czasem zdaje się być zdane na łaskę silnych, ale Ewangelia mówi nam, że Bóg zawsze potrafi ocalić to, co się liczy, pod warunkiem, że użyjemy tej samej twórczej odwagi co cieśla z Nazaretu, który potrafi przekształcić problem w szansę, pokładając zawsze ufność w Opatrzności.
Jeśli czasami Bóg zdaje się nam nie pomagać, nie oznacza to, że nas opuścił, ale że pokłada w nas ufność i w tym, co możemy zaplanować, wymyślić, znaleźć”.papież Franciszek „Patris corde”
Photo by Lothar Dieterich on Pixabay
Józef odkłada na bok swoje rozumowanie
„Wiele razy zachodzą w naszym życiu wydarzenia, których znaczenia nie rozumiemy. Naszą pierwszą reakcją jest często rozczarowanie i bunt. Józef odkłada na bok swoje rozumowanie, aby uczynić miejsce dla tego, co się dzieje, choć może mu się to zdawać tajemnicze, akceptuje, bierze za to odpowiedzialność i godzi się ze swoją historią. Jeśli nie pogodzimy się z naszą historią, nie będziemy w stanie uczynić żadnego następnego kroku, ponieważ zawsze pozostaniemy zakładnikami naszych oczekiwań i wynikających z nich rozczarowań”.
papież Franciszek „Patris Corde”
Photo by Dorothée QUENNESSON on Pixabay
Arkebuzy dymiące jeszcze widzę
„Arkebuzy dymiące jeszcze widzę,
Jakby to wczoraj u głowic lont spłonął
i kanonier jeszcze rękę trzymał,
gdzie dziś wyrasta liść zielony.
W błękicie powietrza jeszcze te miejsca puste,
gdzie brak dłoni i rapierów śpiewu,
gdzie teraz dzbany wrzące jak usta
pełne, kipiące od gniewu.
Ach, pułki kolorowe, kity u czaka,
pożegnania wiotkie jak motyl świtu
i rzęs trzepot, śpiew ptaka,
pożegnalnego ptaka w ogrodzie.
Nie to, że marzyć, bo marzyć krew
to krew ta sama spod kity czy hełmu.
Czas tylko warczy jak lew
przeciągając obłoków wełną.
Płacz, matko, kochanko, przebacz,
bo nie anioł, nie anioł prowadzi.
Wy te same drżące u nieba,
wy te same róże sadzić jak głos
na grobach przyjdziecie i dłonią
odgarniecie wspomnienia i liście jak włos
siwiejący na płytach płaskich.
Idą, idą pochody, dokąd idą,
których prowadzi jak wygnańców łaski
ląd krążący po niebie. A może
niebo po lądzie dmące piaskiem
tak kształt ich zasypuje. Jak noże
giną w chleb pogrążone — tak oni
z wolna spływają. Piach ich pokrywa.
Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni”.K. K. Baczyński „Historia”
Photo by Greet Gladine on Pixabay
Na ulicy na szarym rogu się spotkali
„Na ulicy na szarym rogu się spotkali.
Wiatr rozwiewał im fałdy włóczkowych szalików.
Szopen miał ócz emalię na kształt medalików
Częstochowskich; pan Juliusz źrenice ze stali.
Słowacki, że to wiatr mu wyrwał połę z ręki,
Zatrzymał się, płaszcz pragnąc naciągnąć na ramię,
I nagle go porwało wspomnienie – te dźwięki.
Szopen szukał nazwiska, czyli mu nie skłamie
Pamięć, co mu się zdała jak starta paleta.
Stali tak. Może nawet nie przeszła sekunda.
Szopen sobie przypomniał: ach, to ten… Poeta
Bez talentu. Słowacki westchnął: moribunda.
Który z nas pójdzie pierwej… tam? – myśleli wieszcze.
I minęli się. Dzisiaj mijają się jeszcze”.J. Iwaszkiewicz „Spotkanie”
Photo by Gerd Altmann on Pixabay
O ludziach, co byli, a potem minęli…
Trafiłam tam zupełnym przypadkiem. Wybierałam się na wykład na temat baśni i miałam jeszcze godzinę czasu. Zobaczyłam cmentarz. A że lubię atmosferę ciszy i spokoju, obecną na większości cmentarzy (oczywiście pod warunkiem, że nie idziemy tam pierwszego listopada), postanowiłam wejść.
Z góry przepraszam Was za jakość zdjęć. Zaczynało się już ściemniać, a mój telefon nie ma zbyt dobrego aparatu. Myślę jednak, że mimo to widać na tych zdjęciach to, co chciałam pokazać. A jeśli nie, to musicie mi uwierzyć na słowo 😉
A więc co znalazłam na cmentarzu? Przede wszystkim mnóstwo bardzo starych grobów. Leżą tam ludzie, którzy żyli w dziewiętnastym wieku, a nawet tacy urodzeni jeszcze w wieku osiemnastym. Może są tam i starsze groby, nie wiem. Najstarszy, który znalazłam, macie tutaj:
W tym wypadku mówiąc „najstarszy” mam na myśli nie tyle datę śmierci tego człowieka, co datę jego narodzin – rok 1774. Żył w osiemnastym wieku. Umarł w pierwszej połowie dziewiętnastego. Był pastorem zboru ewangelicko-augsburskiego. Był żonaty, a jego żona spoczywa w tym samym grobie. Tyle wiemy, tyle mówi nam jego grób. Wikipedia mówi trochę więcej, ale wciąż niewiele. Był. Żył. Kochał, śmiał się i płakał. Osobiście poznał Chopina, który był wtedy małym chłopcem. Czy ucząc go, przeczuwał, jak wielki kompozytor wyrośnie z tego małego urwisa? Zapewne nie…
Nie to jednak zajmowało moje myśli, kiedy znalazłam ten grób. Nie wiedziałam, kim jest ten człowiek, nie słyszałam nigdy jego nazwiska. Albo może nie pamiętałam. Myślałam więc o tym, jak ulotne jest ludzkie życie i jak szybko pędzi czas. Ci wszyscy pochowani ludzie mieli swoje własne życia, swoje własne radości i smutki, miłości i antypatie, może jakieś tiki czy przyzwyczajenia. Byli, żyli, a dziś nikt już nie pamięta tych wszystkich szczegółów, które sprawiają, że człowiek jest tym, kim jest. Została najwyżej garść suchych faktów. A po niektórych – nawet i to nie. Odeszli, przeminęli, jakby nigdy ich nie było.
„I ciebie zapomną. Nie przez wojny Asyrii, upadek Niniwy i ogień z nieb – a przez ptaka, blask i organdynę i przez bańki mydlane, nad ogrodem mknące. ” (Jacek Dehnel).
Nie obeszłam całego cmentarza – jedynie drobny jego wyrywek. Znalazłam grób, w którym pochowano człowieka, pod którego nazwiskiem widnieje zdanie: „Chciał być człowiekiem”.
Zdjęcie jest tak niewyraźne, bo grób znajdował się dalej od ścieżki i pod kątem – nie dało się do niego podejść. To po odkryciu tego właśnie grobu postanowiłam napisać o swojej wycieczce na cmentarzu. O tym człowieku nie znalazłam w internecie ani słowa, poza wzmianką w bazie nekrologów i w indeksie genealogii, z którego wynika, że był sędzią i mieszkał na ulicy Długiej (por. ostatnia pozycja w prawej kolumnie). Kazimierz Fromm. Zmarł w roku 1964, więc stosunkowo niedawno. Czemu ktoś postanowił podsumować jego życie taką właśnie sentencją? Chciał być człowiekiem. Czy mu nie wyszło? Czy zrobił coś bardzo złego? A może właśnie dobrego, może umarł w wyniku tego, że nie zgodził się na jakieś zło? Tajemniczy napis mnie zaintrygował – nigdy się pewnie nie dowiem, co znaczył. Historię tego człowieka zatarł czas…
Znalazłam też małą-wielką ludzką tragedię. Spójrzcie na ten grób:
Zwróćcie uwagę na daty. Chłopczyk, Piotruś, urodził się w grudniu 1983. W tym samym roku, w którym i ja się urodziłam. Umarł niecały miesiąc później… Jego siostrzyczka – bo zapewne pochowana w tym samym grobie dziewczynka była jego siostrą – urodziła się w rok po jego śmierci. I żyła zaledwie jeden dzień. Tragedia jakiejś rodziny, ukryta w dwóch zapisach na grobie, w czterech datach, w dwóch imionach. Kim byłyby te dzieci dzisiaj, gdyby przeżyły? Piotruś byłby dziś dorosłym mężczyzną. Może miałby żonę, dzieci. Ewunia zapewne również byłaby żoną i matką. Mieliby przyjaciół, życie, pracę, rodzinę, radości i smutki. Tak jak ja, jak wy. A jednak Piotruś umarł, nie dane mu było zasmakować życia. Miał jednak swoją chwilę na tym świecie. Poznał ciepło matczynej piersi, smak mleka, światło słońca i mrok nocy. Nie zdążył zaznać smutku, samotności – ale być może zaznał cierpienia, nie wiadomo przecież, dlaczego umarł. Jego siostra miała jeszcze mniej szczęścia. Mignęła tylko. Pozostał grób. Maleńkie ciałko, ukryte w trumnie, pochowane w wielkim grobie obok drugiego maleńkiego ciałka…
Co musieli czuć rodzice, tracąc dwoje niemowląt w tak krótkim czasie? Co musiała czuć matka, oddając ziemi najpierw jedno, a potem drugie dziecko? Jeśli była zakorzeniona w Bogu, może miała nadzieję na powtórne spotkanie, ale to nie umniejsza jej cierpienia. Takie maleńkie groby, dziecięce groby, poruszają najbardziej…
A teraz spójrz na siebie, na swoje życie. Dostałeś swoją szansę. Możesz patrzyć na żółknące już drzewa, możesz doceniać światło słońca przebijające przez chmury. Możesz żyć, możesz kochać. Może cierpisz teraz, ale cierpienie przemija, ból przemija. Ci wszyscy ludzie, którzy żyli, którzy przeminęli, przygotowali grunt dla nas, którzy dziś żyjemy. Tak jak my przygotowujemy świat dla naszych potomków. Dla tych ludzi, którzy będą żyli w dwudziestym drugim, dwudziestym trzecim, trzydziestym wieku. Umiecie sobie to wyobrazić?
Może pewnego dnia po jakimś cmentarzu będzie się przechadzać inny człowiek. Może spojrzy na mijany grób, na którym będzie widniało twoje imię, twoje nazwisko. I rok śmieci. Może pomyśli: „jak to było, żyć na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku?”. Może zaduma się nad tym, jak inny był świat, z którym my się mierzyliśmy, od tego, z którym mierzy się teraz on. A może – kiedy miną setki lat, ktoś natknie się na Twój grób, który może będzie wyglądał tak jak ten:
I może ten ktoś nie będzie już nawet człowiekiem, nie tak, jak my odbieramy człowieczeństwo, może wszystko będzie inne, wszystko będzie inaczej, i może ten właśnie ktoś stanie nad twoim grobem i zaduma nad tym, kim byłeś…
„A słońce zostanie i chmury zostaną
i las wykiełkuje, gdzie oni zmurszeli
i świerszcz się odezwie ukryty w murawie
i mutant zaskrzeczy w wieczornej kąpieli
o ludziach co byli
a potem minęli
o słońcach co błysły
a potem ustały
o domach co wznieśli
a potem runęły
i gwiazdach co nocą na wszystko patrzały”
(K. Fiałkowski, fragment książki „Homo divisus”, s. 37).
Tak, kochani. Czas jest krótki. Nasze życie trwa tylko chwilkę, tylko mignięcie. A po śmierci istniejemy tylko tak długo, jak długo ktoś o nas pamięta (życie wieczne to zupełnie inna historia). Nie zmarnujmy więc tego życia, tego króciutkiego czasu, który został nam dany. Bo pewnego dnia zostanie po nas tylko kamień z wyrytym nazwiskiem i datą. A jeszcze później – nawet tego zabraknie. Dlatego żyjmy całą pełnią życia. Dopóki możemy.
„Zostanie kamień z napisem:
Tu leży taki a taki.
Każdy z nas jest Odysem,
Co wraca do swej Itaki”
(L. Staff „Odys”).