Kobieta więc – podobnie zresztą jak mężczyzna…

“Kobieta więc – podobnie zresztą jak mężczyzna – musi pojmować swe osobowe «spełnienie», swą godność i powołanie w oparciu o te zasoby, według tego bogactwa kobiecości, jakie otrzymała w dniu stworzenia i które dziedziczy jako sobie właściwy wyraz «obrazu i podobieństwa Bożego». Tylko na tej drodze może być przezwyciężane także owo dziedzictwo grzechu, na jakie naprowadzają biblijne słowa: «Ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą». Przezwyciężenie tego złego dziedzictwa jest, z pokolenia na pokolenie, zadaniem każdego człowieka, zarówno kobiety, jak i mężczyzny”.

św. Jan Paweł II, list apostolski “Mulieris diguitatem. O godności i powołaniu kobiety”

Ziemia serca mężczyzny

“Podobno kobiety potrafią lepiej dochować tajemnicy i rzeczywiście kilka zapewne skrywają, lecz każda kobieta, która poznała trochę życia, powie, że nigdy nie zdołała wejrzeć w serce mężczyzny. Ziemia serca mężczyzny jest kamienista, Louis. Tak jak ziemia na starym cmentarzysku Micmaców. Tuż pod nią kryje się skała. Mężczyzna hoduje w niej to, co zdoła… i opiekuje się tym”.
S. King “Cmętarz zwieżąt”, tł. P. Braiter, s. 142

Być kobietą

Modelów kobiecości jest wiele. Jednym kojarzyć się będzie ona z piękną, seksowną dziewczyną w czerwonej sukience i z subtelnym makijażem, innym ze skromną “szarą myszką”, stawiającą przed mężem parujący półmisek, a drugą ręką opiekuńczo przygarniającą dziecko. Albo z jakimkolwiek innym obrazem, będącym wypadkową naszych wspomnień, przeczytanych książek, obejrzanych filmów, przeprowadzonych rozmów.

Z okazji naszego święta zastanowiłam się dzisiaj, jaką kobietą chciałabym być.

Silne kobiety

Zawsze imponowały mi kobiety silne. Nie w sensie siły fizycznej, a raczej siły duchowej, siły woli, siły psychicznej. Moją ulubienicą literacką zawsze była Baśka z “Pana Wołodyjowskiego” Sienkiewicza. Dziewczyna, która – nie tracąc przy tym nic ze swojej kobiecości – chciała i umiała robić to, co robili mężczyźni. Dziewczyna, która nie przejmowała się, co o niej pomyślą – po prostu była sobą. Ale jednocześnie była wierna, cierpliwa, mądra. Nie bała się wyzwań.

Drugą – pewnie większości z Was nieznaną – kobietą, która wywarła na mnie olbrzymie wrażenie, była bohaterka książkowej serii Gwiezdnych Wojen, Mara Jade. Ona również była kobietą silną. Silną, upartą, niepokorną. Inteligentną, seksowną, ale przede wszystkim – wierną. Tym, którzy chcieliby się z nią zapoznać, polecam książki: “Ostatni rozkaz”, “Widmo przeszłości” i “Wizja przyszłości”, wszystkie trzy autorstwa Timothy’ego Zahna. Nie będę Wam wmawiać, że to jest literatura wysokich lotów. Nie jest. Nie są to też moje ulubione książki. Ale Mara jest jedną z moich najulubieńszych postaci literackich – postacią, która wraz z biegiem narracji dojrzewa, zmienia się.

Strach przed bliskością

Kiedy spotykamy ją na początku, jest zagubiona, ukrywająca strach za pozorami siły. Broni się przed światem, przed ludźmi, przed bliskością, przed relacją, przed miłością. Z czasem uczy się zaufania, uczy się prawdziwej siły, podejmowania własnych wyborów.

Podoba mi się tak bardzo, bo w pewnym sensie jest mną. Nie chciałabym być w stu procentach taka jak ona. Ale jej zmagania, jej trudności, są moimi trudnościami. Ja też przez wiele lat zmagałam się ze strachem przed relacjami, przed podejmowaniem własnych decyzji, też ukrywałam się za maską silnej, niepotrzebującej nikogo dziewczyny.

Dziś zrobiłam już wielki postęp, choć jeszcze daleka droga przede mną. Ale już się tak bardzo nie boję. Choć wciąż nie zawsze mam odwagę być po prostu sobą, wciąż tkwi we mnie lęk, że zostanę wtedy odrzucona. Że jeśli wyjdę do drugiego człowieka, odezwę się, coś zaproponuję, dotknę – spotkam się z negatywną reakcją. Ale ten lęk już mnie nie paraliżuje. I wiem, że jest tylko kwestią czasu, kiedy stanę się tym, kim chciałabym być.

Kim chcę być

I w ten sposób wracamy do początkowego pytania. Kim chcę być? Jaką kobietą chcę być? Nie do końca jeszcze to wiem. Z całą pewnością chcę być kobietą opiekuńczą. Troszczącą się o innych, o ich uczucia, o ich komfort – ale bez wyrzekania się w tym wszystkim siebie. Chcę odnaleźć zgubioną gdzieś w dzieciństwie odwagę bycia sobą, mówienia o swoich przeżyciach i przekonaniach. Chcę być silna – tak, by bliscy mogli znajdować we mnie oparcie, by wiedzieli, że u mnie zawsze znajdą pocieszenie, wsparcie, bezpieczny bastion, w którym będą mogli nabrać sił do dalszych zmagań z życiem.

Ale oprócz tego chcę również mieć odwagę odsłaniać własną wrażliwość, delikatność, bezbronność. Mieć odwagę proszenia o pomoc, o wsparcie – wprost, bez manipulacji, bez lęku, że ktoś tę słabość wykorzysta. Mieć odwagę przytulić, pogłaskać, pocieszyć. Mieć odwagę współczuć. Chcę być blisko Boga, kochać ludzi tak, jak On nas kocha, dawać siebie innym w całej pełni. Chcę przełamywać własny egoizm, własną pychę, upór, strach. Po prostu być dobra. Zaufać Bogu bez reszty, pozwolić się prowadzić za rękę, nie troszcząc się o to, czy spełnią się moje pragnienia, oczekiwania, nadzieje. Zaufać, że On wie, dokąd powinnam iść, i że mnie poprowadzi.

Moją ulubioną świętą jest Tereska od Dzieciątka Jezus – chciałabym mieć takie zaufanie do Boga, jakie ona miała, być tak pokorną, a jednocześnie nieustępliwą w dążeniu do Boga, do prawdy. Moją patronką jest Urszula Ledóchowska – apostołka uśmiechu. Od niej chciałabym nauczyć się właśnie tego – uśmiechu w każdej sytuacji. Uśmiechu, który tak trudno mi przychodzi, nawet kiedy jestem w dobrym humorze. Uśmiech jest odsłonięciem się, otwarciem na relację. Dlatego bywa taki trudny… Jest też czasem wyrzeczeniem – wyrzeczeniem się egoizmu, skoncentrowania na sobie, cierpiętnictwa. Jest darem – jednym z najcenniejszych, jakie można dać.

Pozorne sprzeczności

Tak, imponują mi dwa sprzeczne modele kobiecości. Siła i delikatność. Indywidualizm i wyrzeczenie egoizmu. Ale wiecie co? Da się je pogodzić. Bo tak naprawdę wszystkie te sprzeczności tkwią we mnie, tkwią w każdej z nas. I jedyny problem to nauczyć się je wydobywać wtedy, kiedy potrzeba. To właśnie jest najtrudniejsze – wiedzieć, kiedy. Ale pewnego dnia się tego nauczę. I Ty też 🙂

Jestem kobietą. Chodzącą sprzecznością. Silną i słabą, upartą i ustępliwą. Wierną, kochającą i – na swój sposób – piękną. Bo piękno nie tkwi w zgrabnej sylwetce, w perfekcyjnej fryzurze, makijażu, ubraniu. Piękno tkwi w sercu. I będzie promienieć, jeśli tylko odważę się je odsłonić. Jeśli odważę się być sobą. Jeśli Ty się odważysz.

Odważysz się?

“Im bardziej jestem sobą, tym bardziej jestem święta, bo taką właśnie wymarzył mnie sobie Bóg.”

s. A. M. Pudełko

Psychopaci są wśród nas

Tym razem dla odmiany napiszę wam coś o książce beletrystycznej. A mianowicie o powieści Teresy Ewy Opoki “Żona psychopaty”.

Książka nie ma porywającej fabuły ani nie napisano jej szczególnie pięknym językiem. Akcja dzieje się w czasach PRL-u – i widać, że autorka faktycznie żyła w tamtych czasach, bo opisane realia są świetnie przedstawione, przynajmniej na tyle, na ile jestem w stanie ocenić (z PRL-u pamiętam głównie kolejkę po parówki). Przy okazji lektury – po dyskusji z mamą – dowiedziałam się, że w czasach PRL-u istniał już Empik, co było dla mnie pewnym szokiem. Ale nie świetnie przedstawione realia stanowią o wartości tej książki, a psychologia postaci.

Bajka o wielkiej miłości

Majka, studentka geografii, poznaje miłość swojego życia. Edward wydaje się spełnieniem jej marzeń – imponuje jej wiedzą, traktuje jak księżniczkę.

“To cudowne, być tak kochaną, uwielbioną, stać się dla kogoś tę jedną, jedyną. Czuje się przy nim jak wyjątkowa istota, której on pragnie jedynie usługiwać. Szkoda zmarnować tak wielką i piękną miłość. Więc w którymś momencie jej serce robi ten niezbędny obrót o kilka stopni. Pokochała nie samego Edwarda. Zakochała się w jego miłości” (s. 13).

Dalej… cóż, dalej jest życie. Majka zachodzi w ciążę, biorą ślub i… bajka się kończy. “Książę” coraz częściej ma dla niej poniżające słowa zamiast czułości, coraz częściej krzyczy o byle co. Ale tylko wtedy, kiedy są sami. Przy innych ludziach niemalże nosi żonę na rękach, wielbi ją i zachowuje się jak wzorowy mąż i ojciec. Więc Majka z nikim nie dzieli się swoimi problemami, które zresztą początkowo wydają jej się naturalną konsekwencją małżeństwa.

“[…] a jeśli on nie ma wstydu, ona musi się wstydzić za niego.
Wymyśliła wreszcie, że powinna ten incydent ukryć przed światem w najodleglejszym zakamarku mózgu. Otoczy go wysokim murem, zasiekami, zasypie, żeby nic się nie przedostało na zewnątrz, nie zatruło dobrych ludzi. […]
Edward nigdy nie wspomniał o tym koszmarnym wydarzeniu ani nie przeprosił, bo musiałby wrócić do tego incydentu i zapewne wstydził się tak bardzo, że przerastało to jego siły. […]
Udawała więc, że nic się nie stało. Ćwiczyła się w udawaniu” (s. 37-38).

Nie będę wam opowiadała, co było dalej. Jeśli chcecie wiedzieć, przeczytajcie książkę. Powiem wam natomiast, co mnie poruszyło.

Stopniowe znieczulanie

Gdyby Edward od samego początku był dla Majki okrutny, nigdy by się z nim nie związała. Albo po prostu by uciekła. Nie, żeby drugi człowiek pozwolił się poniżać, źle traktować, żeby o tym nie mówił, trzeba go najpierw znieczulić. Znieczulić stopniowo narastającym złem. Bo tak już jesteśmy stworzeni, że przyzwyczajamy się do wszystkiego. Także do poniżania, okrucieństwa.

To trochę tak jak z żabą. Wrzucona do garnka z wrzątkiem – wyskoczy. Ale jeśli wrzucimy ją do letniej wody, którą będziemy stopniowo podgrzewać, ugotuje się żywcem. Zło, dyskomfort, ból, narastające stopniowo, stopniowo nas znieczulają.

Przez pryzmat własnych uczuć

Dodatkowo Majka, jak każdy z nas, stara się szukać uzasadnienia, interpretuje zachowania męża przez pryzmat własnych odczuć, własnego sposobu myślenia. Przypisuje mu emocje i uczucia, które sama by miała na jego miejscu. Problem w tym, że psychopata nie ma uczuć.

“Psychopata nie jest zdolny do uczuć wyższych. Nie jest zdolny do miłości, empatii, nie odczuwa wyrzutów sumienia. Największą przyjemność sprawia mu dręczenie psychiczne drugiego człowieka. Nie potrafi odróżnić dobra od zła” (s. 262).

Wbrew pozorom, brak uczuć nie jest dla takiej osoby czymś strasznym. Patrzy ona na innych tak, jak okrutne dziecko na dźganego kijkiem żuka. Machnie nóżką czy nie machnie? O, a jak podpalę mu ogonek to co będzie? Inni ludzie nie są dla psychopaty ludźmi, a zabawkami. Istotami niższymi.

Okrucieństwo a psychopata

A jednak nie każdy psychopata jest okrutny. Niektórzy kryją się ze swoim brakiem uczuć bardzo umiejętnie, bo od dziecka nauczyli się, że to się opłaca. Nie każdy psychopata ma w sobie chęć zabawy drugim człowiekiem. Niektórzy idą przez ten świat niezauważeni przez nikogo, są dobrymi, choć trochę egoistycznymi ludźmi. Kierują się rozumem i czasem może nawet nie wiedzą, że czegoś im brak.

Nie każdy okrutnik jest psychopatą, to też należy podkreślić. Czasem człowiek, który czuje nieopanowany ból, może być znacznie gorszy niż ten, który nie czuje niczego. Czasem są tacy, którzy usiłują mścić się za swoje trudne uczucia na innych, i wcale nie są lepsi od psychopatów.

Wracając jednak do książki, Edward świetnie się kryje ze swoimi sadystycznymi skłonnościami. Przy osobach trzecich jest człowiekiem tak dobrym, że do rany przyłóż. Dopiero bez świadków wychodzi z niego diabeł.

“Kto by pomyślał, obserwując tego starszego pana, tak troskliwie opiekującego się wnukiem, że to psychopata, myśli Majka patrząc, jak Edward wstawia talerze do zmywarki” (s. 254).
“Jak ktoś obcy mógłby uwierzyć, że ten człowiek jest potworem, myśli, skoro mnie samej nie mieści się to w głowie, gdy teraz na niego patrzę, kiedy z nim rozmawiam” (s. 280).

Ofiara psychopaty

Książka tak naprawdę nie mówi o psychopacie. Mówi przede wszystkim o kobiecie. Młodej, naiwnej, nie znającej życia i świata. Kobiecie, która – dręczona, prześladowana, traktowana jak śmieć – latami dojrzewa do tego, by odważyć się odejść. Bo to niełatwe. Ból jest straszny, poniżenie jest straszne, ale jednak w tyle głowy wciąż tkwi myśl, że kto w to wszystko uwierzy? A poza tym zawsze znajdzie się powód żeby zostać. Bo dzieci. Bo rodzice. Bo choroba. Bo nowa praca. Bo to niedobry moment. A moment zawsze będzie niedobry – dopóki człowiek nie dojrzeje do podjęcia decyzji. Dopóki ból tkwienia w czymś nie będzie silniejszy niż lęk przed zmianą.

Wbrew pozorom, w tak trudnej i bolesnej sytuacji człowiek dorasta, dojrzewa, uczy się siebie. Zadaje sobie pytania, których inaczej może nigdy by sobie nie zadał. Bo nie jest ważne, w jakiej sytuacji jesteś, co jest Twoim krzyżem. Ważne jest to, co z tym krzyżem zrobisz. I co zrobisz ze sobą.

Odchodzenie nie jest łatwe, szczególnie że psychopata nie wypuszcza łatwo swojej ofiary. Kiedy czuje, że ją traci, zaczyna być tak miły i słodki, jak był na początku, na etapie wabienia. Albo grozi – nawet i śmiercią. Potrafi wykorzystywać osoby trzecie. Zrobi wszystko, by ofiara nie odeszła. Ale biada jej, jeśli zaryzykuje i zostanie.

A jeśli odejdzie?

“Uświadomiła sobie, że są dwa szczęścia na tym świecie: gdy ktoś jest przy tobie i gdy już kogoś przy tobie nie ma” (s. 274).
“Odkąd się wyprowadził, wyparowała z niej nienawiść, widocznie musiała zrobić miejsce na szczęście. Ale Majka wciąż czuła coś do niego. Coś na kształt wdzięczności, że już go nie ma. I że jej jednak nie zabił, jak obiecywał tyle razy. Była zadowolona, że żyje. Życie to jest coś. Usiłowała dogonić stracony czas” (s. 275).

Książka świetnie pokazuje wszystkie etapy, przez które przechodzi ofiara psychopaty, czy innej przemocy, której źródłem jest drugi człowiek. Oczarowanie, wypieranie faktów, znieczulanie, dojrzewanie do odejścia, odejście i wreszcie – całkowite uwolnienie, które może przyjść nawet w wiele lat po wyzwoleniu się spod władzy prześladowcy. Majka jest do bólu prawdziwa.

Czy każda ofiara psychopaty jest taka sama?

Oprócz Majki w książce pojawiają się jeszcze dwie inne, skonfrontowane z psychopatą kobiety. Jedna, jak Majka, nie potrafi z nim żyć, ma jednak więcej sił i wcześniej podejmuje jedyną możliwą decyzję – o odejściu. Druga jest jej przeciwieństwem. Kobietą, która umie z psychopatą wygrać. Bo się go nie boi. Bo umie być stanowcza, wie, co zrobić, by mieć nad nim władzę. Nie opisano jej dokładnie, miga tylko gdzieś w tle, ale pokazuje drugą drogę, trudną, ale również możliwą. Bo jest jeden sposób, żeby z psychopatą – czy każdym innym prześladowcą – wygrać. Trzeba być od niego silniejszą. Po prostu.

Nie zamykać oczu

Jaką naukę można wyciągnąć z książki? Jeśli coś jest zbyt idealne, by być prawdziwe, to – niestety – zwykle nie jest prawdziwe. I jeszcze, że nie warto zamykać oczu na drobiazgi. Bo one wrócą, powiększone, wyolbrzymione. Więc zanim zamkniesz na nie oczy, zastanów się, czy potrafisz z nimi żyć. Mądre przysłowie mówi, że jeśli coś się zdarzyło raz, może nie zdarzyć się nigdy więcej, ale jeśli zdarzyło się dwa razy, to pewnie zdarzy się i trzeci.

I wreszcie to, co najważniejsze. Nieważne, co ktoś próbuje z Tobą zrobić, jak bardzo Cię krzywdzi czy miesza z błotem. Nie daj się. Dopóki nie pozwolisz, by Twoje poczucie własnej wartości zmieszać z błotem, dopóki walczysz, dopóki protestujesz, wykorzystując wszelkie dostępne środki – to Ty jesteś górą. Tylko że czasem nie warto. Czasem lepiej po prostu odejść. I mieć spokój.

Wszystkie cytaty w tekście pochodzą z książki Teresy Ewy Opoki “Żona psychopaty”. Warszawa 2013.