Wonna mięta nad wodą pachniała

“Wonna mięta nad wodą pachniała,
kołysały się kępki sitowia,
brzask różowiał i woda wiała,
wiew sitowie i miętę owiał.

Nie wiedziałem wtedy, że te zioła
będą w wierszach słowami po latach
i że kwiaty z daleka po imieniu przywołam,
zamiast leżeć zwyczajnie nad wodą na kwiatach.

Nie wiedziałem, że się będę tak męczył,
słów szukając dla żywego świata,
nie wiedziałem, że gdy się tak nad wodą klęczy,
to potem trzeba cierpieć długie lata.

Wiedziałem tylko, że w sitowiu
są prężne, wiotkie i długie włókienka,
że z nich splotę siatkę leciutką i cienką,
którą nic nie będę łowił.

Boże dobry moich lat chłopięcych,
moich jasnych świtów Boże święty!
Czy już w życiu nie będzie więcej
pachnącej nad stawem mięty?

Czy to już tak zawsze ze wszystkiego
będę słowa wyrywał w rozpaczy,
i sitowia, sitowia zwyczajnego
nigdy już zwyczajnie nie zobaczę?”

J. Tuwim “Sitowie”

Photo by Anthony on Pixabay

Źle, źle za­wsze i wszę­dzie

“Źle, źle za­wsze i wszę­dzie,
Ta nić czar­na się przę­dzie:
Ona za mną, przede mną i przy mnie,
Ona w każ­dym od­de­chu,
Ona w każ­dym uśmie­chu,
Ona we łzie, w mo­dli­twie i w hym­nie…

Nie ro­ze­rwę, bo sil­na,
Może świę­ta, choć myl­na,
Może nie chcę ro­ze­rwać tej wstąż­ki;
Ale wszę­dzie – o! wszę­dzie –
Gdzie ja będę, ta bę­dzie:
Tu – w otwar­te za­kła­da się książ­ki,
Tam u kwia­tów za­wiąz­ką,
Owdzie sto­czy się wą­sko,
By je­sien­ne na łą­kach przę­dzi­wo,
I roz­mdle­je stop­nio­wo,
By ujed­nić na nowo,
I na nowo się zro­śnie w ogni­wo.

Lecz, nie kwi­ląc jak dzie­cię,
Raz wy­wal­czę się prze­cie.
Niech mi pu­char po­da­dzą i wie­niec!…
I wło­ży­łem na czo­ło,
I wy­pi­łem, a wko­ło
Je­den mówi dru­gie­mu: «Sza­le­niec!!»

Więc do ser­ca o radę
Dłoń po­nio­słem i kła­dę,
Alić na­gle za­sty­gnie pra­wi­ca:
Gło­śno śmie­li się oni,
Jam po­zo­stał bez dło­ni,
Dłoń mi czar­na ob­wi­ła pę­tli­ca.

Źle, źle za­wsze i wszę­dzie,
Ta nić czar­na się przę­dzie:
Ona za mną, przede mną i przy mnie,
Ona w każ­dym od­de­chu,
Ona w każ­dym uśmie­chu,
Ona we łzie, w mo­dli­twie i w hym­nie.

Lecz, nie kwi­ląc jak dzie­cię,
Raz wy­wal­czę się prze­cie;
Zło­to­stru­na, nie opuść mię, lut­ni!
Czar­no­le­skiej ja rze­czy
Chcę – ta ser­ce ule­czy!
I za­gra­łem…
…i jesz­cze mi smut­niej”.

C. K. Norwid “Moja piosnka [I]”

Photo by Karen Nadine on Pixabay

Na ulicy na szarym rogu się spotkali

“Na ulicy na szarym rogu się spotkali.
Wiatr rozwiewał im fałdy włóczkowych szalików.
Szopen miał ócz emalię na kształt medalików
Częstochowskich; pan Juliusz źrenice ze stali.

Słowacki, że to wiatr mu wyrwał połę z ręki,
Zatrzymał się, płaszcz pragnąc naciągnąć na ramię,
I nagle go porwało wspomnienie – te dźwięki.

Szopen szukał nazwiska, czyli mu nie skłamie
Pamięć, co mu się zdała jak starta paleta.
Stali tak. Może nawet nie przeszła sekunda.

Szopen sobie przypomniał: ach, to ten… Poeta
Bez talentu. Słowacki westchnął: moribunda.
Który z nas pójdzie pierwej… tam? – myśleli wieszcze.
I minęli się. Dzisiaj mijają się jeszcze”.

J. Iwaszkiewicz “Spotkanie”

Photo by Gerd Altmann on Pixabay