O ludziach, co byli, a potem minęli…

Trafiłam tam zupełnym przypadkiem. Wybierałam się na wykład na temat baśni i miałam jeszcze godzinę czasu. Zobaczyłam cmentarz. A że lubię atmosferę ciszy i spokoju, obecną na większości cmentarzy (oczywiście pod warunkiem, że nie idziemy tam pierwszego listopada), postanowiłam wejść.

Z góry przepraszam Was za jakość zdjęć. Zaczynało się już ściemniać, a mój telefon nie ma zbyt dobrego aparatu. Myślę jednak, że mimo to widać na tych zdjęciach to, co chciałam pokazać. A jeśli nie, to musicie mi uwierzyć na słowo 😉

A więc co znalazłam na cmentarzu? Przede wszystkim mnóstwo bardzo starych grobów. Leżą tam ludzie, którzy żyli w dziewiętnastym wieku, a nawet tacy urodzeni jeszcze w wieku osiemnastym. Może są tam i starsze groby, nie wiem. Najstarszy, który znalazłam, macie tutaj:

grób

W tym wypadku mówiąc „najstarszy” mam na myśli nie tyle datę śmierci tego człowieka, co datę jego narodzin – rok 1774. Żył w osiemnastym wieku. Umarł w pierwszej połowie dziewiętnastego. Był pastorem zboru ewangelicko-augsburskiego. Był żonaty, a jego żona spoczywa w tym samym grobie. Tyle wiemy, tyle mówi nam jego grób. Wikipedia mówi trochę więcej, ale wciąż niewiele. Był. Żył. Kochał, śmiał się i płakał. Osobiście poznał Chopina, który był wtedy małym chłopcem. Czy ucząc go, przeczuwał, jak wielki kompozytor wyrośnie z tego małego urwisa? Zapewne nie…

Nie to jednak zajmowało moje myśli, kiedy znalazłam ten grób. Nie wiedziałam, kim jest ten człowiek, nie słyszałam nigdy jego nazwiska. Albo może nie pamiętałam. Myślałam więc o tym, jak ulotne jest ludzkie życie i jak szybko pędzi czas. Ci wszyscy pochowani ludzie mieli swoje własne życia, swoje własne radości i smutki, miłości i antypatie, może jakieś tiki czy przyzwyczajenia. Byli, żyli, a dziś nikt już nie pamięta tych wszystkich szczegółów, które sprawiają, że człowiek jest tym, kim jest. Została najwyżej garść suchych faktów. A po niektórych – nawet i to nie. Odeszli, przeminęli, jakby nigdy ich nie było.

„I ciebie zapomną. Nie przez wojny Asyrii, upadek Niniwy i ogień z nieb – a przez ptaka, blask i organdynę i przez bańki mydlane, nad ogrodem mknące. ” (Jacek Dehnel).

Nie obeszłam całego cmentarza – jedynie drobny jego wyrywek. Znalazłam grób, w którym pochowano człowieka, pod którego nazwiskiem widnieje zdanie: „Chciał być człowiekiem”.

Kazimierz Fromm - grób - chciał być człowiekiem

Zdjęcie jest tak niewyraźne, bo grób znajdował się dalej od ścieżki i pod kątem – nie dało się do niego podejść. To po odkryciu tego właśnie grobu postanowiłam napisać o swojej wycieczce na cmentarzu. O tym człowieku nie znalazłam w internecie ani słowa, poza wzmianką w bazie nekrologów i w indeksie genealogii, z którego wynika, że był sędzią i mieszkał na ulicy Długiej (por. ostatnia pozycja w prawej kolumnie). Kazimierz Fromm. Zmarł w roku 1964, więc stosunkowo niedawno. Czemu ktoś postanowił podsumować jego życie taką właśnie sentencją? Chciał być człowiekiem. Czy mu nie wyszło? Czy zrobił coś bardzo złego? A może właśnie dobrego, może umarł w wyniku tego, że nie zgodził się na jakieś zło? Tajemniczy napis mnie zaintrygował – nigdy się pewnie nie dowiem, co znaczył. Historię tego człowieka zatarł czas…

Znalazłam też małą-wielką ludzką tragedię. Spójrzcie na ten grób:

Piotruś Karski - Ewunia Karska - grób

Zwróćcie uwagę na daty. Chłopczyk, Piotruś, urodził się w grudniu 1983. W tym samym roku, w którym i ja się urodziłam. Umarł niecały miesiąc później… Jego siostrzyczka – bo zapewne pochowana w tym samym grobie dziewczynka była jego siostrą – urodziła się w rok po jego śmierci. I żyła zaledwie jeden dzień. Tragedia jakiejś rodziny, ukryta w dwóch zapisach na grobie, w czterech datach, w dwóch imionach. Kim byłyby te dzieci dzisiaj, gdyby przeżyły? Piotruś byłby dziś dorosłym mężczyzną. Może miałby żonę, dzieci. Ewunia zapewne również byłaby żoną i matką. Mieliby przyjaciół, życie, pracę, rodzinę, radości i smutki. Tak jak ja, jak wy. A jednak Piotruś umarł, nie dane mu było zasmakować życia. Miał jednak swoją chwilę na tym świecie. Poznał ciepło matczynej piersi, smak mleka, światło słońca i mrok nocy. Nie zdążył zaznać smutku, samotności – ale być może zaznał cierpienia, nie wiadomo przecież, dlaczego umarł. Jego siostra miała jeszcze mniej szczęścia. Mignęła tylko. Pozostał grób. Maleńkie ciałko, ukryte w trumnie, pochowane w wielkim grobie obok drugiego maleńkiego ciałka…

Co musieli czuć rodzice, tracąc dwoje niemowląt w tak krótkim czasie? Co musiała czuć matka, oddając ziemi najpierw jedno, a potem drugie dziecko? Jeśli była zakorzeniona w Bogu, może miała nadzieję na powtórne spotkanie, ale to nie umniejsza jej cierpienia. Takie maleńkie groby, dziecięce groby, poruszają najbardziej…

A teraz spójrz na siebie, na swoje życie. Dostałeś swoją szansę. Możesz patrzyć na żółknące już drzewa, możesz doceniać światło słońca przebijające przez chmury. Możesz żyć, możesz kochać. Może cierpisz teraz, ale cierpienie przemija, ból przemija. Ci wszyscy ludzie, którzy żyli, którzy przeminęli, przygotowali grunt dla nas, którzy dziś żyjemy. Tak jak my przygotowujemy świat dla naszych potomków. Dla tych ludzi, którzy będą żyli w dwudziestym drugim, dwudziestym trzecim, trzydziestym wieku. Umiecie sobie to wyobrazić?

Może pewnego dnia po jakimś cmentarzu będzie się przechadzać inny człowiek. Może spojrzy na mijany grób, na którym będzie widniało twoje imię, twoje nazwisko. I rok śmieci. Może pomyśli: „jak to było, żyć na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku?”. Może zaduma się nad tym, jak inny był świat, z którym my się mierzyliśmy, od tego, z którym mierzy się teraz on. A może – kiedy miną setki lat, ktoś natknie się na Twój grób, który może będzie wyglądał tak jak ten:

zaniedbany grób

I może ten ktoś nie będzie już nawet człowiekiem, nie tak, jak my odbieramy człowieczeństwo, może wszystko będzie inne, wszystko będzie inaczej, i może ten właśnie ktoś stanie nad twoim grobem i zaduma nad tym, kim byłeś…

„A słońce zostanie i chmury zostaną
i las wykiełkuje, gdzie oni zmurszeli
i świerszcz się odezwie ukryty w murawie
i mutant zaskrzeczy w wieczornej kąpieli
o ludziach co byli
a potem minęli
o słońcach co błysły
a potem ustały
o domach co wznieśli
a potem runęły
i gwiazdach co nocą na wszystko patrzały”
(K. Fiałkowski, fragment książki „Homo divisus”, s. 37).

kot na cmentarzu

Tak, kochani. Czas jest krótki. Nasze życie trwa tylko chwilkę, tylko mignięcie. A po śmierci istniejemy tylko tak długo, jak długo ktoś o nas pamięta (życie wieczne to zupełnie inna historia). Nie zmarnujmy więc tego życia, tego króciutkiego czasu, który został nam dany. Bo pewnego dnia zostanie po nas tylko kamień z wyrytym nazwiskiem i datą. A jeszcze później – nawet tego zabraknie. Dlatego żyjmy całą pełnią życia. Dopóki możemy.

zawalony grób

„Zostanie kamień z napisem:
Tu leży taki a taki.
Każdy z nas jest Odysem,
Co wraca do swej Itaki”
(L. Staff „Odys”).

Świętość łączy się ściśle z Nadzieją

„Świętość łączy się ściśle z Nadzieją, że Chrystus dotrzyma wszystkich swych obietnic. To wewnętrzne przekonanie daje duchową siłę, aby w sercu zgodzić się na swe życie. Powodem wielorakiego zła jest brak tej zgody. Wnętrze doświadcza wtedy złości, która potem przekłada się na zewnętrzne relacje z ludźmi. Gdy głębię duszy przenika szczere wyznanie: «Zgadzam się na moje życie», wtedy z wnętrza spontanicznie wypływa dobro w najczystszej postaci. Święty nie boi się składać nawet najboleśniejszych aktów rezygnacji. To, z czego na ziemi zrezygnujemy, po wielokroć otrzymamy w Niebie”.

https://eremmaryi.blogspot.com/2015/11/swieci-i-swietosc.html

Spodobało się Panu

„Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego. Po udrękach swej duszy ujrzy światło i nim się nasyci. Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie”.

Iz 53,10-11