Widząc, że nasz Pan ma tylu nieprzyjaciół

„Widząc, że nasz Pan ma tylu nieprzyjaciół i tak mało przyjaciół, pragnęłam, aby chociaż ci mieli wypróbowaną gotowość do ofiar. Tak więc postanowiłam zrobić to trochę, co ode mnie zależało, to znaczy przestrzegać rad ewangelicznych z całą doskonałością, do jakiej będę zdolna”.

św. Teresa od Jezusa „Droga doskonałości” 1, cyt. za: C. de Meester OCD „Elżbieta od Trójcy Świętej. Biografia”, s. 449

Photo by Alexa on Pixabay

I czyż nie jest to, moje siostry, życzeniem nas wszystkich

„I czyż nie jest to, moje siostry, życzeniem nas wszystkich, pragnieniem naszych dusz: być szczęściem naszego Mistrza; zadowalać Go; Jemu, który jest naszym niebem, zrobić wśród nas raj? W tej godzinie, gdy piekło rozpętało przeciw Niemu swoją wściekłość i chciałoby Go zalać swoją nienawiścią, czyż nie mamy w głębi duszy jakby nieskończonej potrzeby, żeby wykrzyczeć Jemu naszą miłość, żeby okrywać Go słowami uwielbienia, dawać wytchnienie Jego spojrzeniom i Jego miłości wzgardzonej i nieuznawanej?”

m. Germana od Jezusa, cyt. za: C. de Meester OCD „Elżbieta od Trójcy Świętej. Biografia”, s. 449

Photo by Ane Hinds on Pixabay

Rankiem z domu wychodzimy

„Rankiem z domu wychodzimy,
wrogowie cudów –
każdy w swoją stronę…
A dopiero wieczorem
leży przed nami plon trudu
jak skrzypce – świeżo skończone.
Żona kwiat stawia na oknie,
drzewo w kominie bzyka,
na ręce złocone ogniem
płynie muzyka.
Siłą czerpaną z ognia
mężnieją uparte plecy.
Jak wódz na zdobycie fortecy
idziemy co dnia.
i nieraz trafia nas ostrze,
bijących w prawo i w lewo,
by były rzeczy najprostsze:
mięso, chleb, drzewo.

Na wiosnę śpiewną od ptaków,
kiedy się rzeka rozzłoci,
patrzymy z mostu, jak «Krakus»
mknie pod banderą do Młocin.
Dym pląsa w komina lufie,
bryzg srebrny strugą wypryska
i sternik nuci na rufie:
«Maryśka moja, Maryśka».
Czasem bandera się wytrze,
poplami z samego rana.
Nie krzyczcie. Plamy najbrzydsze
obmyje woda wiślana.

Wolno dojrzewa człowiek. Wiele mu trzeba męstwa
aby się nie dać wiatrowi i rosnąć w górę i w głąb,
by triumfalną zielenią zaszumieć w końcu jak dąb
zwycięstwa…

To przecież nie jest znużenie. To obłok wiosenny, gruby
który nadpłynął z łąk i oczy zasnuł, i zgasł…
Ach, nie utrzymać tych rąk! Do nowych śmieją się pracy
mocne cheruby.

Kiedyś nadejdzie jesień. Świat nam się mniejszy ukaże,
a za to dzieła wyrosną i usną jak olbrzymy.
Pójdziemy wtedy za miasto i z dala popatrzymy
na dni niezmarnowane i noce wolne od marzeń.

Trzeba się przemóc. Musimy. Jeszcze goręcej!
Skrzydlate są nasze konie i żłoby złote i obrok.
Ty słyszysz? Muzyka idzie: to w nas tak dźwięczy i dźwięczy
potężna dobroć.

Naszym żonom daj oczy szafirowe,
niech mają srebrne palce i suknie hiacyntowe.
Naszym dzieciom pokarmy pożywne,
żeby rosły i były proste, a nie dziwne.
O kominie także nie zapomnij, Panie:
Niech jada swą brzezinę na drugie śniadanie.
o kota naszego zatroskaj się ładnie:
żeby mu ciepło było, kiedy śnieg upadnie.
Wróć zdrowie obłąkanym, kraj wybaw od wojny,
daj chwilę odpocznienia wszystkim niespokojnym.

Koniec modlitwy. Teraz grzmi. A echo odpowiada mi
i w mazowieckich ostach,
i w błotach Pińska…
Słyszysz jak brzmi
moja codzienna, moja uparta, moja prosta
pieśń cherubińska”.

K. I. Gałczyński „Pieśń cherubińska”

Photo by Gerd Altmann on Pixabay