„Musisz być jak korzeń, z którego wyrasta drzewo życia w duszach tobie powierzonych”.
ks. D. Ruotolo „Jezus do serca siostry”, s. 24
Photo by ArturGórecki on Pixabay
„Musisz być jak korzeń, z którego wyrasta drzewo życia w duszach tobie powierzonych”.
ks. D. Ruotolo „Jezus do serca siostry”, s. 24
Photo by ArturGórecki on Pixabay
„Dochodzić swoich praw – to działać ze szkodą dla duszy, a chcieć pouczać innych, nawet gdyby miało się słuszność, to jest działać nie w porę. Co więcej, to nie jest zgodne z prawem, bo nie odpowiadasz za ich postępowanie. Nie trzeba, byś była Sędzią pokoju – jedynie Bóg ma do tego prawo – twoim osobistym zadaniem jest być Aniołem pokoju”.
św. Teresa od Dzieciątka Jezus „Rady i wspomnienia”, s. 118
Photo by Sang Hyun Cho on Pixabay
„Człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za uczucia, które ma dla innych, ale i za te, które w innych budzi”.
bł. S. Wyszyński
Photo by Inactive account – ID 506967 on Pixabay
„Żyliśmy niegdyś jak ofiary i jeszcze dzisiaj czujemy pokusę, aby wygodniej zamknąć się w takiej postawie, odmówić pożegnania dziecinnych oczekiwań i drugorzędnych korzyści, które możemy na bieżąco czerpać z cierpienia. Tylko wyrzeczenie się ich pozwoli nam w dojrzały i wyważony sposób wziąć odpowiedzialność za siebie. Stopniowe rezygnowanie z nich to opatrznościowy środek sprzyjający wzrastaniu. To, co było strachem przed nieznanym, może stać się doświadczeniem zaufania. Zawierzyć Chrystusowi to ośmielić się przełamać strach przed jutrem, chwycić Go za rękę, mając wrażenie, że skaczemy w przepaść. To stawić czoła lękowi przed niewidzialnym, przed tym, że po drugiej stronie może nie być niczego. To również zaakceptować poczucie niepewności związane z tym, że liczymy już nie tylko na siebie, na to, co znamy i posiadamy. Tylko ufność (w Boga i bliźniego) pozwala nam stawić czoła lękowi związanemu z wyrzeczeniem, strachowi przed cierpieniem, niepewnością jutra”.
B. Dubois „Uzdrowienie zranień z dzieciństwa ze św. Teresą z Lisieux”, tł. M. Grabski, s. 245
„Jeśli nie lubisz czegoś w swoim życiu, zmień to. Jeśli coś powstrzymuje cię od pójścia na przód, pokonaj to. Jeśli jesteś nieszczęśliwy, zrób coś, żeby odzyskać radość. Musisz mi uwierzyć: Superman i Spiderman mają inne zajęcia. Swoim życiem musisz zająć się sam. To Boży dar dla ciebie. Weź odpowiedzialność za swoje decyzje – dobre i złe. To wszystko naprawdę jest w twoich rękach. Ty decydujesz o tym, jak się zachowujesz i jak radzisz sobie z konsekwencjami swojego postępowania. Jeśli utknąłeś w jakimś punkcie, zrób coś, żeby się odblokować. I zanim użyjesz słów: «nie mogę», przypomnij sobie, jakie jest moje podejście do tej sprawy! Możesz i powinieneś – i jesteś to sam sobie winien, aby przeżyć możliwie najpełniejsze i najszczęśliwsze życie. Czy nie łatwiej zawsze liczyć na innych, obwiniać ich albo zrzucać na nich odpowiedzialność za to, czego w twoim życiu brakuje? Oczywiście, że tak. To wszystko są jednak tylko wymówki. Jesteś odpowiedzialny za to, co zrobisz ze swoim życiem. Czy będziesz taką osobą, jaką Bóg chce, abyś był, czy tylko gorszą wersją samego siebie?”
J. Bricker „Wszystko jest możliwe”, s. 171
– Mamo, pomóc ci?
– Nie, bo ty nie potrafisz.
To prawda, nie wszystko potrafię. Trudno, żebym potrafiła, jeśli nie pozwolisz mi spróbować. Trudno, żeby chciało mi się próbować, jeśli przedtem usłyszę długą litanię wyszczególniającą mi, jaka jestem beznadziejna, że jestem idiotką. Szczególnie jeśli wiem, że potem wysłucham kolejnej, podobnej litanii, bo nie zrobiłam tego czegoś idealnie. Bo popełniłam błąd, bo mi się nie udało. Czyli jestem beznadziejna i nie powinnam była w ogóle próbować, skoro oczywiste było, że mi nie wyjdzie.
Nieważne czy jesteś matką, starszym bratem, przyjacielem. Jeśli czujesz, że ktoś „zmusza” cię do robienia za niego rzeczy, których nie chcesz robić, to zastanów się, dlaczego tak jest. Może ty sam powiedziałeś mu wcześniej, że „nie potrafi”. Może ty sam nie dałeś mu szansy, żeby się nauczył. Może tak naprawdę wcale nie chcesz, żeby robił to sam. Może wolisz robić to za niego, i ustykiwać, jaki jesteś wykorzystywany i biedny. Bo czujesz się wtedy ważny, lepszy, podbijasz swoje poczucie własnej wartości. A że kosztem drugiego człowieka, który nie tylko nie uczy się przez to nowych rzeczy, ale przy okazji coraz bardziej przestaje wierzyć w siebie?
Narzekasz, że ktoś nie bierze za coś odpowiedzialności – a czy jesteś pewien, że pozwoliłeś mu tę odpowiedzialność wziąć? Czy jesteś gotów zaakceptować to, że może tej osobie coś nie wyjdzie, że może będzie to coś robić inaczej niż ty, a może uzna, że w ogóle jest to niepotrzebne? Czy jesteś gotów pozwolić jej ponieść konsekwencje tego, że czegoś nie zrobi albo zrobi źle? A przede wszystkim – czy jesteś pewien, że faktycznie chcesz mu tę odpowiedzialność oddać? Czy może po prostu chcesz czuć się biedny i wykorzystywany, i móc skarżyć się ludziom, jakiego masz beznadziejnego brata, jaką beznadziejną córkę?
Jeśli naprawdę chcesz tę odpowiedzialność drugiej osobie oddać, to daj jej przestrzeń na próby, także te nieudane. Nie podcinaj skrzydeł powtarzając: „bo ty nie umiesz” albo śmiejąc się z niej. Nie oczekuj, że druga osoba sama z siebie będzie wiedziała jak coś zrobić. Powiedz jak. Wytłumacz, pokaż, jeśli potrzeba. Może nawet za pierwszym razem zrób razem z nią. A potem się powoli wycofaj. Daj przestrzeń do nauki. I jeśli nie potrafisz pochwalić, to przynajmniej nie wyśmiewaj, nie wytykaj samych błędów. Nie mów tej osobie, że jest beznadziejna. Bo to zniechęca.
Wybieraj – chcesz czuć się lepszy, czy chcesz, żeby druga osoba czegoś się nauczyła? Chcesz, żeby coś było perfekcyjne i „po twojemu”, czy wolisz żeby druga osoba wzięła za to odpowiedzialność? Chcesz czuć, że się poświęcasz czy pozwolisz drugiej osobie na luksus nie potrzebowania twojej pomocy? Na luksus poniesienia konsekwencji własnych decyzji? Na luksus odpowiedzialności? Bo wiesz, oddanie odpowiedzialności nie znaczy tylko, że ktoś będzie coś robił sam. Znaczy też, że ty nie będziesz się do tego wtrącał. Chyba że zostaniesz poproszony o pomoc (nie o wyręczenie!). Czy potrafisz? I ważniejsze – czy chcesz?
Miałaś aborcję? Nie, nie miałaś. Jeśli już, to dokonałaś aborcji. Ty. Czas przeszły dokonany, strona czynna.
Aborcja to nie choroba, żeby można było ją „mieć”. Ani nie przedmiot. To nie jest coś, co dostaje się wbrew własnej woli. Aborcja to decyzja. Decyzja, za którą ponosisz odpowiedzialność. Byłaś czynnym podmiotem działania. Nie jego ofiarą. No chyba że jesteś dzieckiem, które mimo próby aborcji przeżyło.
Ostatnio kilkakrotnie podczas przeglądania Internetu mignęły mi różne teksty i obrazy dotyczące aborcji. To, co mnie w nich uderzyło, to właśnie sformułowanie „mieć aborcję”. To, że nawet osoby, które twierdzą, że płód nie jest jeszcze człowiekiem i że nie zrobiły nic złego, nawet te, które „są dumne” z tego co zrobiły – używają słowa „mieć”, słowa, które w moim odczuciu jest pewną ucieczką od odpowiedzialności.
Jakie to znamienne, że nawet te osoby, które są zwolennikami aborcji, używają takich słów. Tak, jakby w głębi serca wiedziały, czuły co naprawdę zrobiły. I wolały tę odpowiedzialność od siebie odsunąć.
Jestem katoliczką i dla mnie dziecko jest dzieckiem od samego początku, od momentu spotkania się jajeczka z plemnikiem. Nie będę się szerzej wypowiadać w kwestiach politycznych, czy kobieta powinna mieć prawo do aborcji, czy nie powinna. Bo tak naprawdę, niezależnie od uregulowań prawnych, to i tak jest wybór kobiety. Owszem, obowiązujące prawo ma na niego wpływ, mają na niego wpływ ludzie z jej otoczenia, ale ostateczny wybór zawsze należy do niej.
Kobiety od wieków znały różne sposoby pozbycia się niechcianej ciąży i niezależnie od prawa, zawsze mają do nich dostęp. Więc prawo nie odbiera nikomu wyboru. Może najwyżej go utrudnia. Moim prywatnym zdaniem lepiej by było pieniądze przeznaczone na działania związane z ustawą przeciwko aborcji przeznaczyć na realne zapobieganie aborcjom – na pomoc matkom, na uświadamianie kobiet, że mają wybór, że mogą dziecko bez konsekwencji zostawić w szpitalu i zrzec się do niego praw, że mogą nawet po czasie zmienić zdanie i zostawić je w oknie życia. Wreszcie – że mogą prosić o pomoc, szukać jej, i nawet jeśli nie znajdą jej w państwowych instytucjach to znajdą ją choćby w kościele – tak, nawet jeśli nie są wierzące.
Tak czy inaczej, aborcja zawsze będzie złem, zawsze będzie morderstwem. Nie rób tego! Bo nigdy nie zapomnisz, bo będzie to miało wpływ na twoje życie i na Ciebie. Na całą twoją przyszłość. I nie chodzi nawet o to, czy będziesz żałować, czy nie. Efekty będą i medyczne, i psychiczne. Wiele kobiet po dokonaniu aborcji nie może już zajść w ciążę. A nawet jeśli w nią zachodzą, to zabite dziecko stoi między matką, a nowym niemowlęciem. Zaburza więź między nimi, kładzie się cieniem na ich relacji, a w głowie kobiety rodzą się rozmyślania, jakie byłoby tamto dziecko, któremu nie pozwoliła się urodzić.
Możesz mi zarzucić, że nie wiem, o czym mówię. Nigdy nie byłam w ciąży, nigdy nie musiałam rozważać aborcji. Nigdy bym jej zresztą nie rozważała. Ale czytałam wiele wypowiedzi kobiet, które aborcji dokonały i takich, które jej nie dokonały. I sama z siebie wiem jedno – nieważne, czy dokonasz aborcji, czy nie. Twoje życie już i tak nigdy nie będzie takie samo. Bo życie pod Twoim sercem jest i jego obecność, choćby trwała ułamek sekundy tylko – zmieniła Cię już na zawsze, zmieniła twoje życie i twoje ciało.
Przyjmij życie, które powstało pod twoim sercem. Tak, wszystko się zmieni. Tak, czasem będzie ciężko. Ale warto, bo to maleńkie życie przyniesie do Twojego życia błogosławieństwo. Tylko pozwól mu przyjść na świat.
Tak, wiem, że temat jest dużo bardziej skomplikowany. Dzieci z gwałtu, upośledzone, zagrożenie życia matki itp. Można by o tym dużo pisać, ale to temat na osobny tekst. Z tym, że w gruncie rzeczy wszystko i tak sprowadza się do tego samego – masz wybór. Zawsze. I jeśli nie liczyć sytuacji zagrożenia życia matki, moim zdaniem wybór życia zawsze będzie lepszy. A w tym ostatnim przypadku… Cóż, ja bym wybrała dziecko.